lodz 06p

Skończył się okres kolędowy, zaczęły się dla nas koncerty walentynkowe, serduszkowe. Temat miłości w piosenkach jest dość wdzięczny, nasz ulubiony nawet, powiedziałbym, gdyby nie to, że… Dziś będzie o miłości, wcale nie walentynkowo.
* * *

lodz 02pNie ukrywam, że ostatnie moje lata w temacie miłość, związek, trwałość małżeństwa, to jest dla mnie trudny problem, trudny czas, przeżywam bowiem zasadnicze rozterki.

Dotąd całe moje życie od strony zasad moralnych – przyjmowanych rozumem i wyznawanych postępowaniem (mniej lub bardziej konsekwentnie) - było raczej poukładane, nie budziły wątpliwości takie sprawy jak  rodzina, miłość, wierność, zasady współżycia rodzinnego i społecznego. Zdawało mi się, że wszystko rozumiem i akceptuję. Nawet na finanse państwa i podział dochodu narodowego patrzyłem w świetle chrześcijańskiej nauki społecznej, przez pryzmat rodziny, tradycyjnie pojmowanej.

Dzisiaj nadal bardzo te zasady cenię i szanuję, ale coraz trudniej jest mi je wyznawać, kiedy patrzę na to, co się dzieje w większości małżeństw wokół mnie. A dzieje się źle.

Prawie wszyscy się rozwodzą, coraz więcej jest rodzin niepełnych, związków partnerskich, mam na myśli związki heteroseksualne, między kobietą i mężczyzną (o innych nie dziś!).

Jeszcze inni, trwając konsekwentnie w zawartych przed laty związkach, przeżywają koszmarne chwile, po prostu się męczą ze sobą. Tutaj może i mógłbym zacząć przytaczać przykłady, dowody, przypadki… Ale nie chcę i nie mogę. Wierzcie mi, są bolesne i niekiedy powalające.

 
lodz 03b
Najgorsze, że nie jestem wcale przekonany, że winien jest ten, czy ów pan, winna jest ta, czy tamta pani.
Jeśli tak dzieje się powszechnie, to może winny jest system? Błędne są zwyczaje i prawa wykonawcze? Albo przynajmniej są niedoskonałe? Może należałoby coś zmienić? – Gruntownie zmienić!?

Inaczej się do małżeństwa przygotowywać, inaczej przeżywać okres narzeczeński? Więcej wymagać od chętnych do zawarcia ślubu w kościele? Wymagać np. dwuletniego narzeczeństwa, większej dojrzałości, ustabilizowanej pozycji zawodowej i społecznej? - Nie wiem, pewnie plotę bzdury…
Wiem jednak z pewnością, że nie powinno być tak, że młodzi ludzie się poznają, pospotykają, kupią sobie pierścionki i od razu proszą proboszcza o ślub. Bo im się wydaje, ze "jakoś" to będzie…
Otóż, zwykle nie jest "jakoś", tylko inakoś.

lodz 04r



Co my wiemy o sobie nawzajem w wieku lat dwudziestu kilku? Co my wiemy nawet o sobie samych???

Jeśli ktoś (kościół, proboszcz, parafie…) takim niedoświadczonym i nieprzygotowanym narzeczonym ułatwia złożenie przysięgi małżeńskiej, to sam bierze część odpowiedzialności za późniejszy rozpad ich związku.

Poza tym czas ogromnie przyspieszył.

Kiedyś ludzie żyli dość krótko, czasy nie zmieniały się tak szybko, człowiek rodził się i umierał w tej samej epoce.
Moje pokolenie rodziło się w socjalizmie, w społeczeństwie opartym na pracy. Potem przeszliśmy przyspieszony okres kapitalizmu, dość brutalnego dla większości z nas, w społeczeństwie opartym na pieniądzu.
Ale teraz już żyjemy w społeczeństwie opartym o wiedzę. Kapitał nie jest już problemem, bo zawsze się znajdzie, podobnie jak praca, której też jest dość, tylko mało płatnej. Trzeba mieć pomysł i umieć go zrealizować. W tym celu potrzebna jest wiedza, znajomość mechanizmów i konsekwencja. Trzy epoki (socjalizm, kapitalizm, postkapitalizm) w 50 lat? - Toż to obłęd.

lodz 05mJak się do tego przygotować? Kto przewidzi, jak dany człowiek zachowa się w zupełnie zmienionych warunkach?

Żyjemy wreszcie w czasach pełnej emancypacji kobiet, to znakomicie, bo tak powinno być, ale to oznacza, że wszyscy jesteśmy jednostkami, a nie duetami. Myślimy o świecie w kategoriach „ja”, a nie, jak dotąd, „my”. Jesteśmy jednostkami!!!!
Nikt nas nie uczy tego „my”. Bo gdzie niby i kto miałby nas tego nauczyć?
* * *

Gdybyśmy byli bardziej do siebie podobni! Ale różnimy się zasadniczo.
Mężczyzną i kobietą stworzył ich.
- Ty i ja, teatry to są dwa.

A może nie jesteśmy tak bardzo różni?
Może to wszystko mogłoby być dużo prostsze?

Większość moich kolegów i przyjaciół, mężczyzn po 40-tce, powtarza, że ich związki się rozsypały, albo sypią, bo nie dostają w małżeństwie tego, czego najbardziej pragną, czego oczekują.

Myślicie, że chodzi o coś niezwykłego, o jakieś wielkie wymagania?

Nie. Nie, chodzi o banał.

Każdy z nas, mężczyzn, chciałby, żeby nasze kobiety dały nam tylko dwie drobne rzeczy: odrobinę czułości i akceptację.
Żeby nam nasze panie potrafiły codziennie – choćby tylko raz! -  powiedzieć:

- Fajny facet jesteś!
I pogłaskały, albo się przytuliły, albo wykonały jakiś miły gest.
- Fajny facet jesteś!

Wtedy można by było iść i dalej bić się z losem, z życiem.
Nie bójcie się, nie przewróci nam się w głowach. Doskonale wiemy, że jesteśmy średnio fajni, i średnio piękni, i średnio zaradni. Znamy siebie na wylot. Wy też macie wady. Nie ma ludzi idealnych!

Dlaczego wyrażenie czułości i akceptacji bywa dla naszych pań straszliwie trudne?
Bo ciągle czegoś im brak i ciągle nie jesteśmy tacy, jakimi chciałyby nas widzieć. Więc próbują nas poprawiać.
No to oczywistym jest, że nie możecie nam mówić, ze jesteśmy fajni. Skoro właśnie nas przekonujecie, że jesteśmy niefajni! Chcecie nas zmienić.

Odchodzimy. Czasem w ramiona jakiejś pani, która nam powie, że jesteśmy fajni, wiedząc doskonale, że kiedy pobędziemy z nią dłużej, to ona też zacznie chcieć nas zmienić. Częściej odchodzimy więc w samotność.  
* * *


Pomyślcie o tym, drogie Panie.
Może jeszcze zdążycie, w swoim życiu, swoim facetom dać te dwa drobiazgi?
Albo przynajmniej córki swoje nauczcie akceptować i przytulać.

Póki czas.
Póki jeszcze nasz świat nie zwariował.

A my, mężczyźni-artyści, będziemy Wam śpiewać.
O pięknej i czułej miłości.

Pełnej oddania i akceptacji.

lodz 07wsz

Kraków, 5 lutego
foto: archiwum kościoła św. Teresy i św. Jana Bosko w Łodzi (było bardzo zimno, stąd nasze stąd jesteśmy tak zakutani jak prawdziwi kolędnicy!! :-)

Poprzednio pisałem:
rok 2013
rok 2012,
rok 2011, rok 2010, rok 2009