Ten album to zapis mojego koncertu w studio Radia Gdańsk, 9 czerwca 2007
18 pieśni, z których prawie każda trwa 5-6 minut to łącznie ponad 95 minut muzyki.
Ten koncert to była uczta dla publiczności.
Akompaniowali mi wtedy:
Artur Jurek - piano,
Jacek Ronkiewicz - skrzypce,
Olek Rzepczyński - bas,
Adam Skrzyński-Paszkowicz - perkusja
i Wiesław Wódkiewicz - akordeon.
Potem, w studio Amadeusz w Sułkowicach dograliśmy chórki (Monika Wołowczyk, Magda i Marian Mędralowie, Robert Klepacz) i gitarę w jednym utworze (Jakub Kotynia).
Płytą tą składam hołd trzeciej z moich wielkich balladowych fascynacji. Po płytach monograficznych Okudżawy i Wysockiego przyszła pora na Cohena.
Kanadyjski bard, Leonard Cohen, jest znany doskonale w Polsce głównie dzięki wieloletniej pracy i pasji Macieja Zembatego. Pieśni Cohena są wyjątkowo metaforyczne, bogate w znaczenia, podteksty, uczą tolerancji i dostrzegania piękna tam, gdzie inni widzą tylko smutek, brud, samotność, ból. Są też bardzo niestandardowe, oryginalne w harmonii. Cohen nie boi się inności, niezrozumienia, powtórzeń, nudy. Nie zabiega o popularność, o komfort słuchacza. Potrafi na 3 akordach zbudować całą piosenkę, potrafi w 32 wersach pomieścić 16 pozornie niepołączonych ze sobą metafor, a słuchacz i tak doszuka się sensu w obrazie, który sam sobie "namaluje"... Ale Cohen potrafi też skomponować melodie, które skrzą się i wręcz porywają żydowską witalnością, rytmem, wolnością i radością życia, jak w Hallelujah, Tonight will be fine, czy Dance me to the end of love.
Śpiewam pieśni Cohena na swój własny sposób, inaczej niż ich Autor, czy choćby Zembaty.
U Zembatego była magia, głos - głęboki bas, jakby z czeluści, z samej głębi człowieczeństwa i surowy, wręcz ponury świat, w którym słowa pieśni są jak światło. Zembaty jest jak wczesny Cohen, z okresu, kiedy ten śpiewał głównie z gitarą.
Ja śpiewam radośniej, jaśniej, cieplej, co lepiej koresponduje ze współczesnym Cohenem, gdy ten występuje z bogatszym instrumentarium, sekcją rytmiczną i chórkami. Nie naśladuję sposobu śpiewania Cohena, ani Zembatego.
Dla mnie najważniejsza jest sama ballada, fabuła, sama pieśń. Wyszukuję w tych magicznych tekstach nieco innych znaczeń, innych kolorów. Bawię się tą muzyką, metaforami, śpiewam delikatnie, chętnie opowiadam o zachwycie tymi pieśniami, czasem wyjaśniam, pokazuję gdzie "trzeba szukać w śmieciach, szukać w kwiatach" (Suzanne). No i moje tłumaczenie In my secret life...(Gdzieś na serca dnie - piosenka tytułowa)
1. Goście
2. Zielony ogarek
3. Przemijanie (Passing Throw)
4. Ptak na drucie
5. Zuzanna
6. Prawo
7. Tańcz mnie po miłości kres
8. Żona cygańska
9. Błękitny prochowiec
10. Gdzieś na serca dnie
11. Kochałem Cię dziś rano
12. Kto?
13. Siostry miłosierdzia
14. Nancy
15. Tej nocy będzie nam fajnie
16. Alleluja
17. bonus - Okno (muz. L. Cohen, słowa P. Orkisz)
18. Partyzant