(tytuł oryginału: Piesienka o moskowskom murawju) 

Musimy przecież modlić się do kogoś.
Pomyślcie, ot, przychodzi taki dzień,
że mała mrówka do nóg chce upaść komuś,
że oczom duszy swej uwierzyć chce. 

I odtąd już nie znajdzie sobie miejsca,-         
bo wszystko było, wszystko zdarzyło się –
dopóki z mrówczej myśli swej i serca
nie stworzy tego, kogo kochać chce. 

Cierpliwie miesza glinę w drżących dłoniach,
w skończone dzieło własny oddech tchnie.
W dzień siódmy odpoczywa zachwycona,
bo pan jej wielkim, możnym panem jest. 

Wszystko czym była – przekreśla jednym gestem.
Odrzuca wszystko, jak przeklęty garb.
Do nóg upadnie, by całować jeszcze,
do serca sukni strzęp tuli jak skarb. 

I długo w noc ich cienie się kołyszą,
Przez ciemność płynie ich bezgłośny szept.
Są piękni, mądrzy, jak bogowie ciszy
i smutni samotnością mrówczych serc. 

tłum. Paweł Orkisz  


wolno, na 6/8
zwrotka        / a / E7 / a / a / C / G7 / C / A7/
            / d / d / a / a / E7 / E7 / a/1A7 / 2 a /