Ponieważ wszyscy siedzimy w domach, to może warto skorzystać z okazji i swoim fanom dostarczyć ciut więcej... mąki orkiszowej.
Spróbuję teraz pisywać nieco częściej swoje felietoniki, od razu jednak zaznaczę, że nie mam w tym żadnego określonego celu. Nikogo do niczego nie chcę przekonać, nad nic ani nikogo nie zamierzam się wywyższać, ani mądrzyć. Zabijam nudę. :-)))))
Jak przystało na ciut starszego człowieka, niż wielu moich kolegów z branży, trochę sobie powspominam.
Jeśli wspominać, to może najłatwiej coś z niedawnej trasy koncertowej, bo następna trasa może się przydarzyć za dwa miesiące, albo i za pół roku. Albo z niedawnych przeżyć artystycznych.
Zacznę od wizyty w największej - nie licząc potężnej Tauron Areny - i najładniejszej sali koncertowej w Krakowie, w Centrum Kongresowym ICE. Od początku roku 2020 byliśmy szczęśliwymi właścicielami biletów na spektakl "Romeo i Julia" - legendarnego i najsłynniejszego rosyjskiego baletu Smirnowa, poza granicami Rosji bardziej znanego jako MOSCOW CITY BALLET. Bilety nie były tanie i nie najdroższe, ot, ponad 160 zł za jeden. Wybraliśmy dzień 9 marca br.
Wyobraźcie sobie nasze przerażenie, kiedy 4 marca pojawił się w Polsce pierwszy przypadek koronowirusa, gdzieś w Lubuskiem. A my mieliśmy zaplanowaną trasę koncertową: 5, 6, 7 i 8 marca. No i ten spektakl, jako nagroda za ciężki trud jazdy tu i tam po Polsce. Każdy dzień zaczynaliśmy od sprawdzenia wiadomości nt. nowych zakażeń. Trasę udało się dograć, potem z pewną obawą szliśmy do ICE na balet, bo wiadomo było, że będzie tam około 1,5 tys. ludzi.
Usiedliśmy w 24 rzędzie. Widoczność znakomita, ale wokół siebie rozglądaliśmy się z niepewnością. Jakby na złość za nami usiadła trójka młodych ludzi mówiących po włosku. Uff! A przesiąść się nie było gdzie, bo sala pełna.
Jak widzicie, z napisaniem o tym się nie spieszyłem. Dziś już jednak minęło 14 dni od tamtej wizyty.
Wygląda na to, że tamci Włosi to byłi studenci krakowskich uczelni, którzy zdążyli przed epidemią wyjechać ze swojej Ojczyzny. Prawdopodobnie nikt z tej ogromnej ilości ludzi nie był zarażony, bo przypadków w Krakowie i Małopolsce mielibyśmy przynajmniej o kilkadziesiąt więcej. Dwa dni później rząd ogłosił stan epidemiczny i odwołał wszystki imprezy masowe.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili.
A co samego baletu: uczucia mam mieszane.
Scenografia barwna, kostiumy genialne. Muzyka i słyszalność znakomite. Widoczność zresztą także. Sednem spektaklu baletowego jest jednak taniec. Albo tańczący wzbudzą w nas zachwyt, albo nie. Albo płaczemy i kochamy się razem z nimi, albo nie. Ja nawet jestem trochę rozczarowany. Przed spektaklem gotów byłbym się zakładać, że Rosjanie, z Moskwy, przebiją wszystko co do tej pory widziałem.
Jednak w ostatnich trzech latach regularnie, 2-3 razy w roku odwiedzałem ryski Teatr Opery i Baletu. Pamiętam łotewskich Julię i Romea. Pamiętam swój podziw, kiedy tańcem wyrażali euforię ze swoich pierwszych, młodzieńczych uczuć, kiedy tańcem się kochali, kiedy tańcem umierali... Wzruszenie ściskało mnie za gardło, oczy piekły.
Mógłbym krótko skwitować: w Rydze tańczą piękniej niż w Moskwie. Ale po pierwsze, tu i tam tańczą głównie Rosjanie, jeśli mi wolno sądzić po nazwiskach solistów. Po drugie, w każdym dużym zespole występują na przemian różni soliści, w każdej roli gotowych jest kilku zmienników. Może trafiliśmy niezbyt szczęśliwie?
Ale faktem jest, że Michaił Barysznikow przed wyjazdem na Zachód, gdzie zrobił światową karierę, przez kilka lat tańczył w Rydze!
Jeśli kiedyś pojedziecie do Rygi, nie omieszkajcie obejrzeć tamtejszego baletu. Bilety są tam kilkukrotnie tańsze, ale przecież nie o cenę tu chodzi, a o artyzm, wzruszenie, emocje. O dotyk skrzydeł motyla Piękna.
Paweł Orkisz
23.03.2020
foto: PO i DP (zdjęć z samego spektaklu nie zamieszczam, bo uszanowałem prośbę organizatorów, żeby zdjęć nie robić!)
Poprzedni artykuł
rok 2020, rok 2019, rok 2018, rok 2017, rok 2016, rok 2015,
rok 2014,rok 2013, rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009