Póki trwają mistrzostwa świata w siatkówce, wszystko schodzi na dalszy plan. Nawet moi fani Kurantowi pewnie ze zrozumieniem przyjmą fakt, że przesunęliśmy nasz czwartkowy koncert w Kurantach z 18.09. na piątek, czyli 19.09, bo w programie MŚ nie było żadnego meczu.
Zagraliśmy pieśni Leonarda Cohena - a 21 września są 80-te urodziny Mistrza.
Już kiedyś pisałem, że nie jestem kibicem. Kibice mają swoje ukochane drużyny, kluby, którym pozostają wierni i które wspierają. Obecnością, śpiewem, zagrzewaniem do rywalizacji. Ja najczęściej lubię oglądać sport, bez angażowania się emocjonalnie po żadnej ze stron. Liczę po prostu na ładne widowisko, na ładne skoki, rzuty, zbicia... No, chyba, że chodzi o reprezentację Polski. Wtedy, na chwilę, na kilka meczów zamieniam się w kibica, ale i w takim przypadku lubię podziwiać prawdziwą rywalizację i walkę. Najważniejszy jest dla mnie kunszt, poezja ruchu, siła i precyzja uderzenia. Umiem docenić przeciwnika i czasem potrafię krzyknąć, nawet kiedy to nasi dostają w kość: - Super, znakomicie! (Ale atak, ale mistrz...) Na stadionie pewnie bym się naraził kibicom, ale w klubach, czy w gronie przyjaciół, gdzie zwykle oglądam sportowe relacje, patrzą tylko czasem na mnie spode łba... Lubię finezję, poezję i euforię.
Dlatego ze wszystkich meczów siatkarskich, jakie obejrzałem na tych mistrzostwach świata, najbardziej podobał mi się, zafascynował mnie wręcz, akurat ten przegrany 1:3 przez naszych, mecz z USA. Pamiętam jak zbijał Andersson, jak Holt walił z krótkiej. A nasi walczyli, gryźli parkiet i ... nie dawali rady. Nie postawił bym pieniędzy na nasze powtórne zwycięstwo z USA. Ale Amerykanie nie wyszli z grupy i odpadli przez porażki z innymi. A myśmy pokonali Brazylię i Rosję. Kto by się tego spodziewał?
* * *
My, artyści, przegrywamy ze sportowcami pod każdym względem. Finansowym, widowiskowym, popularnościowym... Sportowcy mają swoje olimpiady, mistrzostwa świata, Europy, puchary, czasopisma, gazety. Olimpiady... - kiedy naprawdę nic innego się nie liczy i nawet wojny w starożytności przerywano. Artyści olimpijskich zmagań mają swoje godziny chwały w mediach. Bo sportowcy mają jasne zasady rywalizacji i możliwość dokonania wymiernych porównań.
A jak porównać Orkisza i Kasprzyckiego, albo Czyżykiewicza i Bellona? Jakie kryteria zastosować, kiedy jest się jurorem na jakimś poetyckim, recytatorskim, albo pieśniarskim konkursie? Bywam zapraszany, ale bardzo tego nie lubię. Mam świadomość jak łatwo się pomylić, kiedy brak wymiernych kryteriów. W sztuce liczy się wiele planów.
Jest plan zabawy, rozrywki, energii.
Jest plan samego warsztatu.
Jest plan emocji, wzruszenia.
Jest wreszcie - dla mnie szczególnie ważny - plan efektu, skutku, służenia czemuś, jakimś wartościom.
Te plany mogą ze sobą współdziałać, wzajemnie się napędzać, ale najczęściej są zupełnie rozdzielne, gromadzą różnych widzów i fanów.
Mogą być np. dzieła warsztatowo nieporadne, wręcz śmieszne - takie disco polo - ale w warstwie energetycznej, rozrywkowej znakomite! Sam czasem lubiłem poskakać przy takich kawałkach...
Niedawno dyskutowaliśmy w gronie kolegów z zespołu, co by to było, gdybyśmy tak znienacka zagrali w Kurantach wieczór przebojów disco polo. Czy dalibyśmy radę tak naenergetyzować publiczność, jak czołowe zespoły z tego nurtu?
Postanowiliśmy sprawdzić, więc już wkrótce dostaniecie od nas Państwo zaproszenie na taki właśnie Kurantowy wieczór...
Chyba, że taki pomysł wypali tak, jak mocny, z całą siłą wyprowadzony serw... w siatkę!
Paweł Orkisz, 19 września 2014
foto: archiwum PS