Najmłodsza w naszej rodzinie „perełka”, pięknooka Liliana Amelia Orkisz
Niedawno Marcin Skrzypczak, jeden ze śpiewających kolegów, zapytał mnie:
- Pawle, dlaczego tak często w trakcie koncertów grasz utwory innych autorów, przecież sam napisałeś mnóstwo fajnych piosenek… Czy myślisz, że Twoje są gorsze? Czy może boisz się, że nie zostaniesz „kupiony”, tak dobrze przyjęty przez publiczność wyłącznie ze swoimi pieśniami?
Pomyślałem, że wielu z Was może niekiedy ma to samo pytanie na końcu języka…
Dlaczego Orkisz tak rzadko gra swoje własne piosenki?
Gdybym miał określić proporcje, to w ciągu ostatnich 2-3 lat nie więcej niż 1/5 granych przeze mnie utworów to moje kompozycje, albo wiersze. Pytanie więc jest jak najbardziej zasadne. Dlaczego?
Odpowiedziałem wtedy Marcinowi i odpowiem Wam.
Po pierwsze - jestem też tłumaczem, a moje tłumaczenia stanowią niemałą część moich publicznych występów. Jeśli więc gram np. "Kocham się w Emily Dickinson", "Inny pociąg", "Miła moja Ty", "Maleńki dyrygent miłosci", albo "Gdzieś na serca dnie"... - to prezentuję także własną twórczość. Translatorską.
Ale pytanie pozostaje...
Nie, nie uważam swoich piosenek za gorsze, słabsze. Często są nawet lepsze, niż połowa piosenek, które stanowią zasadniczą treść moich występów.
Może nie jest to skromne, ale większość moich utworów uważam za… genialne, wybitne, jednym słowem perły! Są jednak niewątpliwie mniej znane i tu jest sedno sprawy…
Dlaczego gram je tak rzadko…?
Powody są zasadniczo trzy:
- moje poczucie wolności,
- Wasze zadowolenie ze słyszenia od czasu do czasu pieśni, które już znacie
- moja niechęć do eksponowania z estrady mojego świata wartości i sensów. Nie wprost…
1. Ja naprawdę kocham ballady, piosenki z ciekawym tekstem, śpiewane opowieści. Nie tylko mojego autorstwa. Jestem pasjonatem pieśni i wierszy. Redagowałem kiedyś śpiewniki studenckie, mam w głowie tysiąc tekstów, które pamiętam i którymi się zachwycam… Czuję się wolny, kiedy śpiewam to, co mi wyobraźnia podsuwa do głowy. Natomiast moje koncerty są jak spektakle, w których nie tylko poszczególne składowe się liczą, ale ważny jest efekt końcowy, wrażenie, jakie zostaje po całym koncercie. Buduję koncerty z gotowych klocków (pieśni), ale tworzę z nich unikalne konstrukcje.
Każdy mój koncert jest inny. A moja publiczność, nawet jeśli przyjdzie po raz dwudziesty na mój koncert, chyba się nie nudzi…
2. Ludzie w pewnym wieku – a może w każdym wieku! - lubią oglądać filmy, które już widzieli, wybierają piosenki, które znają i kochają. Nie zawsze, ale często.
Przyczyną są też miejsca, w których gram… Gdybym miał własną scenę balladową (a wkrótce może będę miał!), to mógłbym grać dany spektakl autorski przez tyle wieczorów, na ile będzie zapotrzebowanie, dopóki będą widzowie.
Ale imprezy takie jak balladowanie w Kurantach, występ artystyczny podczas konferencji np. kardiochirurgów, albo koncert plenerowy na pomoście w Czchowie?? - Toż ludzie chcą tam odpocząć i łyknąć co najwyżej kilka nutek poezji…
Nie będę im rzucał swoich pereł przed uszy, bo nie są gotowi na ich docenienie.
3. Każdy swój publiczny występ traktuję jako pewne zobowiązanie względem publiczności. Chcę zarazić Was zachwytem życiem, poezją, pieśniami. Dodać Wam ciepła, optymizmu, radości. Mniej mi zależy na popisywaniu się, za eksponowaniu swoich lęków i emocji.
Niniejszym przyznaję się Wam oto do pewnej maski.
Tak, kiedy wychodzę na scenę, ubieram pewną maskę. Maskę wyluzowanego, uśmiechniętego artysty, zachwyconego życiem.
Myślicie, że zawsze taki jestem? Niekiedy mam tak zły humor i taki jestem podłamany, że … no, zdziwilibyście się bardzo. I co? Mam Was katować swoim złym humorem? - Co moje, niech pozostanie moje! Nikomu nic do tego…
Wiem po co wychodzę na scenę. Po chleb idzie się do piekarni, po naukę do szkoły, a po rozrywkę, optymizm i uśmiech dla wrażliwych – na koncert Orkisza. Tak widzę swoją rolę, swoją pracę i swoje miejsce w życiu.
Jest jeszcze inny powód: tam geniusz Twój, gdzie serce Twoje.
Moje najlepsze, najbardziej wartościowe utwory wcale nie są związane z górami, żaglami, scenkami obyczajowymi z życia.
Nie jestem zapalonym turystą, żeglarzem, kpiarzem. Nawet dobrym obserwatorem nie jestem. Mam słaby wzrok i wielu rzeczy nie spostrzegam.
Każdy twórca, autor, poeta, pieśniarz… nosi w sobie swoje zachwyty i swoje emocje. Błąka się w swojej twórczości od swojego „nieba” do swojego „piekła”. Wynajduje sobie miejsca tajemne, gdzie jest mu najlepiej, tam marzy i pisze. Pisze i marzy… Nawet jeśli siedzi w pociągu, albo przyrządza filiżankę herbaty, to roi sobie, że jest w swoim raju, w swoim „niebie”. I tworzy, układa kompozycje ze swoich myśli i pragnień.
A ja jestem głęboko wierzący w Boga i w wartości takie jak Ojczyzna i Rodzina. Moim niebem nie są góry, ani las bukowy. Jest nim… niebo, to z lekcji religii, po prostu. Moim rajem nie były przestworza oceanu, ani urok żaglowców. Zawsze nim była miłość, rodzina, oczy dzieci, proste i uczciwe życie. A potem Polska, po prostu.
Mój świat to świat przeżyć wewnętrznych i wartości fundamentalnych: Wiara, Nadzieja, Miłość. Moje najlepsze piosenki to piosenki religijne, patriotyczne i te o rodzinie, dzieciach, miłości i prawdzie.
O takich sprawach trudno śpiewać na przystani w Czchowie, w ogóle trudno śpiewać we współczesnym świecie. Uciekam więc od bardzo poważnych własnych pieśni w lekkość i pogodę innych autorów.
Swoje perły zostawiam dla swojej najbardziej wiernej publiczności, tej, która potrafi słuchać i chce ich słuchać. Na pewno wielu z Was zauważyło, że wtedy, kiedy jestem naprawdę szczęśliwy, a publiczność skupiona, chętniej sięgam po autorski repertuar.
Bardzo jestem rad, że słuchacie mnie też wtedy, kiedy ma się na to największą ochotę: w samotności, albo w gronie najbliższych przyjaciół. Po to są nagrania i płyty CD.
Ja nie chcę żyć w ciągłym napięciu, w ciągłym niedosycie poklasku i uwielbienia słuchaczy. Wolę nasz wspólny balladowy dom, pełen różnych utworów, różnych postaci i różnych westchnień.
* * *
Tamtego wieczoru gitara krążyła z rąk do rąk, więc ja - za którymś razem, po kilku utworach o górach i lasach - zagrałem jeden z psalmów Dawidowych z moją muzyką.
Tak, jak przypuszczałem, sympatyczni dotąd ludzie zareagowali wyraźną niechęcią, jakbym popełnił nietakt... Psalmem??
Marcin podszedł i powiedział:
- Rozumiem już teraz...
Kraków, 7 września 2012
foto: archiwum rodzinne
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009