1.
Czego chcesz ode mnie, człowieku z ulicy?
Wprost z cienia latarni, zza wybitej szyby,
wyłania się rąbek Twojej tajemnicy:
jesteś słaby - o, tak! - jesteś słaby.

Chcesz symboli, powietrza, odnośników, drogi...
Zakurzone portrety przecierasz.
Przecież wszystkie zdradziłeś, sprzedałeś już kiedyś...
Po co - powiedz - przychodzisz tu teraz?

Co usłyszeć chciałbyś na dzień dobry?
Na dobranoc czyją ścisnąć rękę?
Komu winem przyprawić dzban,
komu wsunąć nóż pod sukienkę?

W czyje kłamstwo chciałbyś uwierzyć?
Czyją prawdę stłamsić, jak swoją?
Kogo boisz się w nocy, kiedy tamci
na postronku duszę Twą wiodą?

Wszystko jedno! - Ty wszystko kupisz,
wszystko sprzedać potrafisz za nic.
Byle błazen potrafi Cię wzruszyć,
byle głupek Cię otumani...


2.
Czego chcesz ode mnie, człowieku z ulicy?
Przez moje okno, z tej mojej przestrzeni,
widzę już dokładnie: to ja jestem niczym,
a Ty jesteś wielki, Ty jesteś niezmienny.

Choćby się zmieniło tysiąc dat i ról,
choćby wszystkich wodzów pozamieniać w błaznów,
każde Twoje słowo jest jak ziemi sól,
a każdy Twój uśmiech - jak szczęśliwa gwiazda.

Twoja wola niesie w sobie wypełnienie,
Twe żądanie rodzi nieodpartą chęć.
Kto Ciebie chce skrzywdzić, na rozstajnych drogach
w szaleństwie rozpaczy palnie sobie w łeb.

Ty jesteś bez granic, a Twój śmiech to miecz.
Kto Ciebie pokocha ma wieczność na dłoni.
To o Tobie tylko warto śpiewać pieśń,
nad Tobą pochylić i Tobie pokłonić

Bo Ty jesteś los, historia i kat,
bo jesteś sąd, niewinność i wina,
Ty jesteś milczeniem, choć Twój głos jak dzwon.
Głupiec Cię nie widzi, a mędrzec omija.

Więc...
Czego chcesz ode mnie, człowieku z ulicy?

 

*) Pierwsza część jest jakby kontynuacją wiersza "Gołębie", jest wyrazem niewiary w tłum, w społeczność. Druga, zwłaszcza po upadku "Solidarności", jest zaprzeczeniem pierwszej części. A jednak!