Ech, nie rwijcie się do cudzych talii,
kiedy własnych kobiet macie w bród!
Zważcie lepiej, ku brzegom Australii
też się rwał św. pamięci Cook.

W tej słonecznej, pięknej okolicy
od samego rana, aż po zmrok,
podgryzali się nawzajem dzicy.
Siebie samych, przez okrągły rok!

Dlaczego więc Aborygeni zjedli Cooka?
Za co? – Nikt nie wie, milczy nauka.
Nie warto – myślę – zbyt głęboko przyczyn szukać:
jeść im się chciało, to zjedli Cooka!

Jest wariant drugi, że ich wódz, Paskudna Morda,
zawołał: - Mniam, mniam, tu najsmaczniej kok wygląda!
Do takich błędów wstydzi przyznać się nauka.
No, bo jak? - Chcieli zjeść koka, a zjedli Cooka?

Atoli wciąż uczonych naszych część jest zdania,
że Cooka zjedli z ogromnego poważania,
że ich czarownik, Podła Glizda, śmiał podpuścić:
Chłopaki, Cooka! To większy tłuścioch.

Kto spałaszuje go bez soli w sosie własnym,
ten, tak jak Cook, się stanie mądrym i odważnym.
Komuś pod rękę argumencik się nawinął,
cisnął – gadzina! – i Cooka ni ma!

A tak w ogóle, to obeszło się bez huku,
bez chwytów, tricków, nawet bez łuku!
Zawirowała bambusowa pała,
Cook dostał w ciemię i... padł jak skałą.

Dopiero potem się zaczęli w czoło pukać
i odżegnywać, i winnych szukać.
I połamali wszystkie kije, do kaduka!
Nie mogą przeżyć, że zjedli Cooka.