Podał mi rękę. Była chłodna i mocna,
taka jak strach, któremu wszyscy oni służą.
Brudnozielony mundur dobrze na nim leżał.
I nic nie mówił. Milczał, słuchał... To już dużo.
    Zagrałem pierwszy raz. I wtedy... wyszła Katia
    nad rzeki brzeg popatrzeć na spienione fale.
    Od pól zielonych świeżym zapachniało sianem,
    a moja pieśń leciała, wciąż dalej i dalej.

On tutaj obcy, lecz ja w swoim domu.
Nie swojej prawdy kęs powoli przeżuwał.
I nie bolało to spotkanie bardziej niż cokolwiek,
on przecież wierzył w tamte niespokojne słowa.
    Zagrałem "razcwietali jabłoni i gruszy",
    obłoki popłynęły nad jedną z jego rzek.
    Przez ukwieconą łąkę szła śliczna Katiusza,
    popatrzeć w dal przed siebie, lub na drugi brzeg.

I ani sobie bliscy, ani sobie obcy,
trwaliśmy tak naprzeciw, jak szańce w paradzie,
nim się nie zadławią w bratobójczej walce,
lub nim je czas pojedna... i ziemię wygładzi.
    Zagrałem jeszcze raz. I Katia zapłakała.
    Już - widać - taki los dziewczyny z tamtych stron.
    Od pól zielonych świeżym sianem zapachniało....
    I pomyślałem nagle, że chce mi się kląć!


*) To była piosenka, melorecytacja na muzycznym motywie "Katiuszy"...
Czy znacie inny utwór, w którym polski autor zauważa obecność rosyjskich wojsk w Polsce?