Niezwykle rzadko wstawiam tu przedruki artykułów napisanych przez kogoś innego, wprost z prasy.
Artykuł Grzegorza Górnego publikuję w całości za portalem wpolityce.pl, bo w ogóle nie miałem pojęcia kim tak naprawdę był Puszkin, a chyba juz milion razy śpiewałem za Okudżawą "A przecież mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin...".  Już nie żałuję.
I trochę mi wstyd, że tak bezkrytycznie uwierzyłem Okudżawie.
łuk pomnik

Na Ukrainie dokonuje się gwałtowna derusyfikacja przestrzeni publicznej. Masowo są obalane pomniki rosyjskich bohaterów, a ich nazwiska znikają z placów i ulic.

Leninopad rozpoczął się 8 grudnia 2013 r. Tego dnia przy ul. Chreszczatyk w Kijowie uczestnicy antyrządowych protestów na Majdanie obalili najbardziej znany monument Lenina na Ukrainie. Do rangi symbolu urósł fakt, że stało się to w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (podobnie jak rozwiązanie Związku Sowieckiego 8 grudnia 1991). Akcja szybko znalazła naśladowców w całym kraju. Oblicza się, że w latach 2013–2016 na Ukrainie zlikwidowano łącznie ponad 1200 pomników i tablic pamiątkowych poświęconych przywódcy bolszewików. Ostatni posąg Lenina na terenach kontrolowanych przez władze ukraińskie zlikwidowano w styczniu 2021 r. we wsi Stare Trojany niedaleko Odessy.

Kolonizacja przestrzeni publicznej

Po 24 lutego tego roku rozpoczął się nowy proces, zwany puszkinopadem. O ile istotą leninopadu była dekomunizacja przestrzeni publicznej, o tyle celem obecnej akcji jest derusyfikacja, a właściwie dekolonizacja ukraińskiej toponimiki, zdominowanej dziś przez nazewnictwo rosyjskie. Wśród 25 najczęściej spotykanych nazwisk patronów ulic i placów w całym kraju znajduje się aż 16 Rosjan i tylko dziewięciu Ukraińców. Do najpopularniejszych należą nie tylko twórcy w rodzaju Puszkina, Gorkiego czy Majakowskiego, lecz także wojskowi, np. feldmarszałek Aleksander Suworow (kat warszawskiej Pragi podczas insurekcji kościuszkowskiej), czerwonoarmista Aleksander Matrosow czy sowiecki gen. Nikołaj Watutin. Ulic Miczurina jest na Ukrainie więcej niż wszystkich poetów „rozstrzelanego odrodzenia” razem wziętych. W samym tylko Kijowie mamy aż dziewięć ulic i zaułków nazwanych imieniem Lermontowa.

Centralne miejsca w ukraińskich miastach zajmują dziś tysiące ulic i setki pomników upamiętniających rosyjskich poetów, pisarzy, malarzy, reżyserów, wojskowych, naukowców, historyków czy działaczy społecznych, którzy często nie mieli nic wspólnego z Ukrainą. Brakuje za to nazwisk wielu Ukraińców zasłużonych swojej ojczyźnie. Wśród osób szczególnie uhonorowanych są Rosjanie, którzy odegrali ważną rolę w zniewalaniu narodu ukraińskiego, jak np. wspomniany Suworow (tylko w Kijowie ma trzy ulice nazwane swoim imieniem) czy likwidatorka Siczy Zaporoskiej, caryca Katarzyna II (jej pomnik w Odessie odsłonięto w 2007 r.).

Jak zauważa na łamach tygodnika „Dzerkało Tyżnia” prawnik Artem Kartaszow: - Liczba przedstawicieli okresu imperialno-sowieckiego w przestrzeni monumentalno-toponimicznej jest nieproporcjonalnie większa niż przedstawicieli Ukrainy oraz reszty świata razem wziętych. Wieki rosyjskiej dominacji toponimicznej i monumentalnej na poziomie podświadomości sprawiły, że takie znaczniki stały się »zwyczajowe «, »rodzime« i »niezbywalne«. Ich dominacja nad narodowymi postaciami i symbolami była swoistym »potwierdzeniem « wyższości Rosji i drugorzędności Ukrainy oraz miała stwarzać wrażenie jedności i nierozłączności historii, a więc sztuczności i ulotności idei państwowości Ukrainy.
Symboliczne oznaczanie terenu było zatem elementem świadomej polityki kolonialnej.

Mit pokojowej ekspansji

Do tej pory wielu osobom nie przeszkadzało to, że przestrzeń publiczna na Ukrainie jest tak ponazywana, jakby kraj był częścią Rosji, nie zaś niepodległym państwem. Jeszcze w swoim przemówieniu noworocznym 1 stycznia 2020 r. prezydent Wołodymyr Zełenski mówił:
- Nieważne, jak nazywa się ulica, jeśli jest oświetlona i wyasfaltowana. Jakie to ma znaczenie, pod jakim pomnikiem czekasz na dziewczynę, w której jesteś zakochany?

Po ludobójstwie, którego dokonują Rosjanie na Ukrainie, zapewne dziś nie powtórzyłby już tych słów. Obecnie dla ukraińskich elit stało się jasne, że budowa tożsamości narodowej, wolnej od wpływów rusyfikacji, wymaga walki ze spuścizną rosyjskiego kolonializmu, także w toponimice. O ile w trakcie dekomunizacji głównym celem były pomniki Lenina, o tyle podczas obecnej akcji negatywnym punktem odniesienia stał się Aleksander Puszkin. Według kijowskiego publicysty Wachtanga Kipianiego ten wybór nie jest przypadkowy, ponieważ „Puszkin jest znacznikiem wykorzystywanym przez imperium rosyjskie i ZSRS do oznaczania terytorium, na którym sprawowały swoją władzę”.

Warto przypomnieć, że między XVII a XIX w. państwo rosyjskie przyrastało każdego dnia o 80 km2. O ile pod koniec XV w. jego obszar wynosił 430 tys. km2, o tyle w 1914 r. było to już 23,8 mln km2. Ekspansja odbywała się drogą krwawych podbojów, których ofiarami padło wiele ludów i narodów. Zbrodnie Jermaka, Chabarowa czy Pojarkowa umożliwiły zawojowanie Syberii, tak jak mordy Jermołowa czy Paskiewicza doprowadziły do zagarnięcia Kaukazu.

A jednak w świadomości zbiorowej Rosjan wspomniane wydarzenia utrwaliły się w zupełnie inny sposób. Duża w tym zasługa ojca nowożytnej historiografii rosyjskiej Mikołaja Karamzina, którego ośmiotomowa „Historia państwa rosyjskiego” ukazała się w latach 1816–1829. W swoim dziele postawił on tezę, że imperium rozszerzało się tak szybko, ponieważ oddziaływało swoim wpływem moralnym, a nie siłą oręża. Stworzony przez niego mit pokojowej ekspansji przetrwał do naszych czasów. Przykładem może być wypowiedź prawosławnego metropolity petersburskiego (w latach 1990– 1995) Jana Snyczowa:
- Naród rosyjski – zbudowawszy największe na świecie państwo, rozciągające się od Atlantyku po Ocean Spokojny – żadnego, nawet najmniejszego spotkanego na swojej drodze narodu nie poniżył, a wszystkich przyjął jako braci, najpierw zdobywając serca, a nie twierdze.

Trubadur imperium

Zasługą Puszkina było to, że stworzył nowy kod kulturowy Rosji. Był pierwszym artystą, który przełożył imperialne idee Karamzina na język poezji. Odmalował kolonizację w romantycznych barwach jako proces łagodny i dobrowolny. Pod jego piórem zamieniła się ona w dobroczynną misję cywilizacyjną, niosącą oświatę, naukę i kulturę pogrążonym w ciemnocie ludom. Jak pisała w swojej klasycznej już pracy „Trubadurzy imperium” Ewa Thompson:
- Puszkinowi zawdzięczamy pierwszą w pełni uformowaną artykulację artystyczną rosyjskiej świadomości imperialnej. Dał on głos tym, którym dodawały animuszu sukcesy militarne Rosji. Dzięki poezji i prozie Puszkina nagle stało się jasne, że rosyjski imperializm nie musi mieć dzikiej i brutalnej twarzy, że Rosjanie to nie Mongołowie i że potrafią zamienić w piękno to, co ich strzelby i miecze zniszczyły. Wdzięk, z jakim Puszkin wykreował zespalającą wizję rosyjskiego imperializmu, świetnie się przysłużył narodowi. Wyczarował obraz, który nigdy przedtem nie zaistniał w literaturze rosyjskiej – obraz dumnej Rosji, której przeznaczeniem jest rządzić »nieszczęsnymi Finami« i innymi rasami, które podbiła; Rosji pełnej skromnych i godnych podziwu patriotów, którzy spełniali wiernie swój obowiązek na Kaukazie; Rosji, której wyższe klasy dorównywały subtelnością i wykształceniem najbardziej wyrafinowanym kręgom na Zachodzie.

Na tle dzielnych i szlachetnych Rosjan podbite ludy Kaukazu były przedstawiane przez Puszkina jako prymitywne, stojące na niższym stopniu rozwoju i niezdolne do samodzielnego kształtowania swojego losu, a więc przeznaczone do tego, by oddać się pod rosyjskie panowanie.
Wobec Polaków, którym także odmawiał prawa do posiadania własnego państwa, miał jednak kompleks niższości. Nie mógł zarzucić im zacofania, więc oskarżał o zdradę, niewdzięczność i zniesławienie. Z radością powitał upadek powstania listopadowego, publikując z tej okazji broszurę „Na zdobycie Warszawy”, a w niej dwa zjadliwie antypolskie wiersze: „Oszczercom Rosji” i „Rocznica Borodina”.

Zdaniem krytyka literackiego Jurija Drużnikowa Puszkin dał się poznać wówczas jako „apologeta rusyfikacji i imperialnej pychy, piewca Trzeciego Rzymu”, gdy „właśnie Rosja rozpoczynała w Polsce czystkę, jako żywo przywodzącą na myśl okres najazdów mongolskich”. W utworze „Rocznica Borodina” poeta zestawił Polskę z Europą, dodając: „Cała Europa próbowała nas podbić”. To także jeden z mitów historycznych, który do dziś zachował swoją żywotność. Wojna z napoleońską Francją jest przedstawiana jako pojedynek samotnej Rosji przeciwko wszystkim, mimo że w koalicji walczącej przeciw Bonapartemu były takie potęgi, jak Anglia, Austria i Prusy.
Podobnie II wojna światowa jest ukazywana jako zwycięstwo Związku Sowieckiego, który w pojedynkę uratował świat przed nazizmem niemal bez udziału aliantów.

Imperialny paradygmat

Rola Puszkina nie ograniczała się jedynie do bycia „trubadurem imperium”. On także pragnął brać udział w podbojach. Napisał wiernopoddańczy list do głównodowodzącego wojsk rosyjskich na Kaukazie gen. Aleksieja Jermołowa, oddając na jego usługi swoje pióro. Wspomnianego dowódcę, który dokonywał ludobójstwa Czeczenów i Awarów, przedstawił później jako człowieka dobrotliwego, łagodnego i szlachetnego. W podobnych barwach sportretował jego następcę – feldmarszałka Iwana Paskiewicza, kontynuującego krwawą pacyfikację ludów kaukaskich.

Puszkin, który brał udział w tych wydarzeniach, musiał być świadkiem mordów dokonywanych przez armię rosyjską, jednak oszczędził czytelnikom tych szczegółów. Zamiast tego przedstawił ekspedycję zbrojną niczym polowanie, a jedną z obław na powstańców jako akcję oczyszczania lasu. Nie nachodziły go przy tym żadne rozterki moralne, np. pytania, czy można najeżdżać czyjeś ziemie, grabić cudze majątki i mordować tych, którzy bronią swojej wolności. To wszystko wydawało mu się czymś naturalnym i oczywistym.

Utworem, który szczególnie oddaje kolonizatorską mentalność Puszkina, jest jego „Podróż do Arzrum podczas kampanii wojennej 1829”. W niedawnej rozmowie z dziennikarzem „Rosyjskiej Gazety” obecny dyrektor Ermitażu Michaił Piotrowski uznał tę literacką relację z podróży za paradygmatyczną dla rosyjskiego piśmiennictwa oraz najlepiej oddającą stosunek ludzi kultury i sztuki w Rosji do wojny. We wspomnianym wywiadzie Piotrowski powiedział: „Wszyscy jesteśmy militarystami i imperialistami”, wyjaśniając:
- Z jednej strony wojna to krew i morderstwo, a z drugiej to autoafirmacja ludzi, autoafirmacja narodu. Każdy człowiek pragnie potwierdzenia samego siebie. I przez swoje stanowisko wobec wojny niewątpliwie potwierdza siebie. Cóż, w końcu my wszyscy wychowaliśmy się w tradycji imperialnej, a imperium jednoczy wiele narodów, jednoczy ludzi, znajdując wspólne i ważne dla wszystkich rzeczy. To bardzo kuszące, ale jest to jedna z – powiedzmy tak – dobrych pokus

Piórem i pistoletem

Puszkin był najgłośniejszym z całego mnóstwa ludzi pióra, którzy służyli Rosji nie tylko zza biurka, lecz także na linii frontu. W 2017 r. pisarz Zachar Prilepin opublikował ponad 700-stronicową pracę pt. „Pluton”, w której przedstawił sylwetki kilkunastu rosyjskich literatów biorących udział w różnych wojnach. Łącznie autor doliczył się w ciągu ostatnich 300 lat ponad 100 takich postaci. Niektórzy z nich – jak podkreślał z dumą – wkraczali jako zwycięzcy do Paryża, tłumili polskie powstania czy dokonywali aneksji Finlandii.

Sam Prilepin także mógłby być bohaterem swojej książki. We wrześniu 2014 r. wyjechał jako korespondent wojenny do Donbasu, by po 15 miesiącach zostać doradcą przywódcy tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenki. Od października 2016 do lipca 2018 r. służył jako zastępca dowódcy batalionu specnazu DRL, walcząc przeciwko Ukraińcom. W jednym z wywiadów internetowych, wspominając tamten okres, przyznał:
- Dowodziłem jednostką bojową, która zabijała ludzi. W dużych ilościach. Wiem to dobrze i jak mam sobie z tym później radzić?… Ci ludzie po prostu umarli, oni po prostu leżą w ziemi, oni po prostu zostali zabici. I jest ich wielu. Pod względem osiągnięć żadna jednostka wśród donieckich batalionów nie mogła się równać z moim batalionem. Wszystko, co robiliśmy, to nagi chaos…

W 2017 r. w rozmowie z „Komsomolską Prawdą” mówił, że „Rosja jest święta”, „jesteśmy zbawicielami świata”, „chronimy to, co sprawia, że człowiek pozostaje człowiekiem”. Ten cel metafizyczny miał jednak swoje konkretne przełożenie polityczne:
- Kijów to nasz cel końcowy. Nie będziemy tego ukrywać. Kijów to miasto rosyjskie. […] Naszym celem jest cała Ukraina. Żadnego innego celu być nie może

Innym razem, podkreślając literacką i wojskową ciągłość historyczną, zwierzał się:
- Moi koledzy po fachu to porucznik Dostojewski, porucznik Tołstoj, rotmistrz Czaadajew, kto tam jeszcze, porucznik Gumilow…

Czy może dziwić więc, że Ukraińcy usuwają dziś ze swoich miast ulice kamerjunkiera carskiego Puszkina, chorążego dragonów Lermontowa czy porucznika artylerii Tołstoja?

Autor: Grzegorz Górny

Paweł Orkisz
12 lipca 2022
foto: Fratria/Andrzej Skwarczyński

Poprzedni artykuł
rok 2022rok 2021
rok 2020, rok 2019, rok 2018rok 2017rok 2016rok 2015 
rok 2014, rok 2013rok 2012rok 2011rok 2010rok 2009