Poprzednio wspomniałem o wątpliwościach czy przyjmować zaproszenia do "oprawienia" jakiejś imprezy. Ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!
Dzisiaj skromnie podkreślę, że jednak duża sala, dobre nagłośnienie i staranne oświetlenie, to coś co kocham najbardziej. Cenię sobie takie koncerty tym bardziej, że gram takie jedynie kilka razy w roku.
Niedawno zagraliśmy taki koncert na dużej sali w Nowohuckim CK, trochę z zaskoczenia. Pierwsze rozmowy dotyczyły raczej sali kameralnej (do 120 miejsc), ale na tym etapie epidemii SARS-COV2 ograniczenie do 50% pojemności sali oznaczało możliwość sprzedania tylko 50 biletów, nie licząc kilku darmowych zaproszeń. Pojawiła się więc opcja dużej sali.
Podkreślę jeszcze tylko, że chyba jestem szczęściarzem, bo jestem frontmenem, a przecież na dużej sali widowiskowej na sukces, mierzony satysfakcją widza, składa się praca wielu ludzi: muzyków z zespołu, nagłośnieniowca, reżysera świateł, a nawet obsługi i dyrekcji obiektu.
Jeśli kasjerki są miłe, bileterki uśmiechnięte, ochrona dyskretna, a dyrekcja ma oko na wszystko, to warunki do pracy artystów są znakomite. To jeszcze nie gwarantuje, że sprzęt nie będzie sprzęgał, a światła nie będą tańczyć kankana na poważnych tekstach. Ale jeśli tych kilka osób, które tworzą koncert/widowisko zrobi dobrze swoją pracę, to efekt może być piorunujący, a w trakcie koncertu słuchaczom ciarki mogą kilka razy przejść po plecach.
Pamiętam jak z wypiekami na twarzy słuchałem na żywo kilku koncertów Ewy Demarczyk i Marka Grechuty. Teraz bardzo chciałbym niektóre z pieśni tak Wam podać, byście i Wy doświadczyli czegoś podobnego.
Nie wiem, czy tak było 10 lipca w krakowskim NCK, ale my swoją pracę wykonaliśmy starannie, a pieśni Cohena są magiczne. Głębokie, pełne treści i docierające do głębi. Raz mówi o rozpaczy, innym razem o samotności, jeszcze innym o głębokiej ufności i nadziei.
W trakcie koncertu czasem nam samym rodzi się pod palcami jakaś inna aranżacja, jakieś zupełnie inaczej zagrane motywy. Tak wymyśliłem sobie nasze granie, żeby było w nim sporo miejsca na improwizacje. Takie momenty, kiedy w trakcie koncertu my sami jesteśmy zaskoczeni, kocham najbardziej. Wtedy czuję, że staje się muzyka, rodzi się Sztuka, że mówimy o sprawach ponadczasowych.
Cohena śpiewam głównie w tłumaczeniach Maćka Zembatego i cieszę się, że większość polskich wykonawców wybiera te wersje językowe. Wprawdzie każdy pieśniarz - a jest nas ostatnio coraz wiecej! - może sobie przetłumaczyć jego songi po swojemu i wyjść z nimi do ludzi, ale słuchaczom zrobi się w głowach galimatias, jak to zrobilismy z pieśniami Wysockiego.
Na koniec wrócę do myśli, która już tutaj się przewinęła, ale wyrażę ją wprost: na mój sukces w NCK - sukces mojego/naszego koncertu - solidnie zapracowało wiele osób, którym jestem bardzo wdzięczny. Choćby Basia Stępniak-Wilk, która nas witała i żegnała.
Wszystkim serdecznie dziękuję.
Najczęściej sam muszę ciągnąć cały wózek zadań, czasem łącznie z nagłośnieniem.
Tu było mi/nam dużo lżej, łatwiej.
Pamiętajcie: są spotkania klubowe, imprezy towarzyszące, okolicznościowe i są koncerty na dużych salach widowiskowych, które smakują niesamowicie. Oczywiście, jeśli pieśni są głównym punktem programu!
Przeglądając mój terminarz zwracajcie uwagę i na ten aspekt.
Paweł Orkisz
11 lipca 2021
foto: Anna Bubula, NCK
Poprzedni artykuł
rok 2021
rok 2020, rok 2019, rok 2018, rok 2017, rok 2016, rok 2015
rok 2014, rok 2013, rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009