Na marginesie zawieruchy wokół opolskiego festiwalu mam jedną uwagę, mało oryginalną, ale fundamentalną.
Ponoć dopiero 28 kwietnia prezydent Opola podpisał umowę z TVP na organizację festiwalu; i to tylko na jeden rok. Co takiego?? Jak można podpisywać umowę na festiwal opolski, transmitowany przynajmniej przez trzy dni w TVP1 na półtora miesiąca przed festiwalem? - 45 dni!!
Toż to idiotyzm!
W tym czasie zdąży się cokolwiek przygotować? Listę wykonawców, z uzgodnieniem warunków? Scenariusze i reżyserię koncertów? Promocję i zachęcenie widzów i telewidzów? Sprzedaż biletów na wszystkie koncerty? - Zwyczajna partyzantka, bałaganiarstwo. Dziadostwo i tyle!
Wierzę, że władzom TVP nie trzeba tego tłumaczyć.
Najlepszy to dowód, że Kurski zwyczajnie bał się zerwać wcześniej umowę z Opolem, z obawy przed zarzutami, że stanie się grabarzem tego starego festiwalu. Co i tak w ostateczności będzie się mu zarzucać.
Wniosek: nie warto czekać, aż się niechętny partner w końcu zdecyduje.
Rada ta dotyczy nie tylko organizacji imprez, ale wszelkich inicjatyw biznesowych, a nawet życia prywatnego.
Mnie to przypomina trzy sytuacje z własnego doświadczenia:
1. Piękny dzień, sobota 23 września br.
W moim własnym terminarzu na cały wrzesień nie było jeszcze prawie nic, żadnej propozycji grania, a na ten akurat dzień pojawiły się aż trzy. Oczywiście, nie naraz. Najpierw jedna, od sympatycznej pary młodych ludzi, na ich ślub, w Przemyślu. Obiecaliśmy sobie wzajemnie, wstępnie.
Potem do Chełma, na tradycyjną imprezę żeglarską, dla 500 (!) osób, a jeszcze potem na festiwal trzech kultur do jednego z miast przygranicznych.
Szczerze mówiąc, każdy artysta chyba wolałby zagrać dla 500 osób, zdobyć kilkuset nowych fanów i sprzedać sporo swoich płyt, albo pokazać się w dobrym towarzystwie na imprezie z wieloletnią tradycją. Ja jednak nie kombinowałem, nie zawiodę młodych ludzi w tak ważnym dla nich dniu. Zadzwoniłem: - Chcecie? - Potwierdzili. Koniec tematu.
U mnie słowo warte jest tyle, ile umowa.
Odmówiłem tamte dwie imprezy, z nadzieją, że jeśli nie w tym roku, to w następnym nas również zaproszą, tylko... zaproszenie musi przyjść wcześniej. Cztery niesiące to naprawdę za późno.
2. W marcu tego roku dostałem zaproszenie na Bazunę 2018, wspaniałą i kultową dla Pomorza imprezę balladowo-folkową, z mojego gatunku. Aż się zdziwiłem i chciałem upewnić, czy aby na pewno nie chodzi o tegoroczną Bazunę, która zaczyna się pod koniec czerwca. Cztery miesiące wcześniej - norma. Ale nie, zaproszenie - konkretne i szczegółowe (wynagrodzenie, noclegi, godzina występu...) - przyszło 16 miesięcy wcześniej. Szacuneczek. Już Państwa zapraszam :-)))
Cholera, a podobno Kurski też związany z Gdańskiem. Jest jakieś inne miasto Gdańsk w Polsce?
3. Wspominam sytuację z 2013 roku, z mojego Festiwalu "Ballady Europy". Pamiętam jak dziś, że również od jesieni nie mogłem się doprosić podpisania umowy na ten festiwal z władzami miasta Niepołomice. Ostatecznie spotkaliśmy się z burmistrzem Niepołomic na krakowskim Rynku, pod koniec kwietnia. Świeciło słonko, a ja nie podejrzewając niczego złego ochoczo podpisywałem zobowiązania, a potem podejmowałem kolejne, wobec wykonawców.
- Szybko, szybko, bo na wszystko jest późno.
No i ostatecznie skończyło się, jak się skończyło; ludzi niewielu, satysfakcja żadna, kwas i musiałem dopłacić ponad 8 tys. zł, żeby się wywiązać z zobowiązań.
Została mi satysfakcja, że tak ze mną zatańczono pierwszy i ostatni raz.
Wychodzi więc na to, ze jeśli ktoś nie ma ochoty do tańca, to nie warto go przymuszać.
Lepiej od razu poszukać innego partnera.
* * *
Dodam jeszcze tylko na koniec, że z mojego punktu widzenia nowa lokalizacja i nowe otwarcie może być wielką szansą dla Festiwalu Piosenki Polskiej. Trzeba to tylko starannie przygotować i przemodelować.
A po Opolu płakać nie będę, choć może i wspomnę nieraz... ze wzruszeniem.
Paweł Orkisz, 29 maja 2017
fotografie z z niedawnego koncertu w Łodzkiej filharmonii: Anna Szykiedans
Poprzedni artykuł
rok 2017, rok 2016, rok 2015, rok 2014
rok 2013, rok 2012, rok 2011, rok 2010,
rok 2009