04 genezaret1
Chwila zadumy nad jez. Genezaret

Po Waszych reakcjach na mój ostatni wpis o wrażeniach, jakie wyniosłem z Betlejem, przeszła mi ochota na dzielenie się tutaj pozostałymi wrażeniami z Ziemi Świętej. Tylko jeden z przyjaciół napisał mi:
- Pawle. Czekałem na Twoje wrażenia z Ziemi Św. Bardzo, bardzo. Namawiają mnie różni ludzie na wyjazd, pielgrzymkę… Od dawna, po spotkaniach popielgrzymkowych, mam dokładnie takie same odczucia jak Ty, choć tam nie byłem!  I chyba nie chcę. A po tym Twoim 4-wierszu na końcu..... Dzięki. Betlejem jest w nas. Przynajmniej być powinno.

Natomiast moja żona zapytała:
- Czy naprawdę muszę wysłuchiwać jakiejś kobiety, podziwiającej Twoją twórczość, szczerze zapłakanej z powodu herezji, które wypisałeś o Betlejem?!
Ktoś był tym wpisem tak poruszony, że z płaczem zadzwonił… Po co mam więc pisać o wrażeniach z wizyty na Kalwarii i w Bazylice Grobu Bożego, skoro… tam było jeszcze gorzej?

Przeszła mi też ochota na opowiadanie Wam o cudownościach przyrody Ziemi Świętej i o moim zamyśleniu nad jeziorem Genezaret. Nie po to piszę te felietony, żeby ktoś je złośliwie komentował, albo, co gorsza, przeżywał załamanie wewnętrzne z tego powodu, że ja bywam szczery. Moi bliscy, rodzina, znają mnie i pewnie są przyzwyczajeni do mojej szczerości. A inni? – Niech żyją w swoim błogim przekonaniu, że świat jest piękniejszy niż jest.
04 gora kuszenia1
W tle Góra Kuszenia
05 krajobrazy 1
Krajobrazy Ziemi Świętej
* * *

A teraz o czymś zupełnie innym.
Łódzka YAPA to festiwal piosenek i pieśni włóczęgów, jeden z wielu w Polsce, a jednak inny niż wszystkie inne. Większy, bardziej szalony. O jej inności decyduje chyba publiczność. Bo tutaj publicznością są studenci łódzkich uczelni, wśród których te piosenki są naprawdę popularne, a sama Yapa jest instytucją, legendą, ku której kolejne pokolenia studentów mogą co najwyżej starać się dorosnąć. Na nią zasłużyć.
Przychodzi taki młody człowiek na studia w Łodzi, dostaje indeks i słyszy: - Yapa to, Yapa tamto, a pamiętacie, jakżeśmy na Yapie? … I co biedak może sobie pomyśleć?
- Kurcze, ja tej Yapy nie mogę ominąć, ja muszę to zobaczyć i przeżyć!

Podczas żadnego festiwalu w Polsce nie widziałem tylu wolontariuszy! W żółtych koszulkach i po cywilu, byle tylko się włączyć, zobaczyć to z bliska. By potem swoim dzieciom, albo młodszym kolegom opowiadać: - A ja podczas Yapy w 2013…
Mody się zmieniają, w muzyce pop pojawiają się coraz to nowe style, a w Łodzi YAPA trwa, a po bilety ustawiają się zawsze kolejki! Zmienia się tylko ich długość.
koncerty2013.11 yapa 1
Dlaczego tak się dzieje? – Nie wiem, nie jestem socjologiem, na Yapie bywam rzadko, raz na kilka lat, ale z mojej perspektywy podejrzewam, że o wyjątkowości Yapy decyduje rola publiczności w tych koncertach. Gdzie indziej publiczność ma siedzieć cicho i słuchać… Poniekąd tak właśnie powinno być, bo to artysta prezentuje swoje dzieło, ze sceny, z estrady, a publiczność ma słuchać, mniej lub bardziej biernie.
Ale w Łodzi, podczas Yapy, publiczność rządzi. Przerywa, gwiżdże, szaleje, skacze…
Publiczność yapowska to zbiorowość ok. 1000 inteligentnych ludzi, złączona wspólnym losem: stłoczonych w dość ciasnej sali, posadzonych na twardych, niskich ławeczkach. Oni chcą skakać, tańczyć, cieszyć się. Czasem ktoś ich wzruszy, albo zachwyci liryzmem, wtedy milkną na chwilę, prawdziwie zachwyceni, na moment. A potem znowu porywa ich żywioł ich własnej młodości, siły, dynamizmu…
Najciekawsze, że organizatorzy, konferansjerzy, wcale nie próbują nad tym żywiołem zapanować. Kiedyś mnie to nawet drażniło. - Jak to? Publiczność ma decydować, że jakiś zespół gra siódmy bis? Że program się opó¼nia już o 1,5 godziny? Ano, tak. Tutaj publiczność rządzi. Może tu tkwi siła Yapy? 

Cztery razy ich porwałem:
- w 1978 roku przyjechałem tu z moją pierwszą formacją i zaśpiewaliśmy „Piosenkę z szabli”
- w 1984 roku, razem z grupą PASS zdobyliśmy Grand Prix – wprawiliśmy ich w osłupienie, naszą żywiołowością, piosenkami i niesamowitym fletem Stefana Błaszczyńskiego
- bodaj w roku 2004, kiedy przyjechałem z grupą krakowskich jazzmanów, z perkusją, basem, fortepianem Andrzeja Nowaka i klarnetem Janusza Witko – ale wtedy zagrałem im na nosie i nie zabisowałem ani razu, bo przywitali mnie buczeniem (chcieli jeszcze bisów od poprzedników)
- kilka dni temu, kiedy w skromną trójkę, z Jarkiem Miszczykiem i Piotrkiem Bzowski – pośpiewaliśmy nasze balladowe hity, a  publiczność była kolejnym instrumentem, który "grał" tak, jak chciałem.

To ogromna satysfakcja. Że tak dobrze, bezpośrednio, umiem dogadać się z coraz to nową generacją łódzkich studentów…I jak ja mam nie kochać Łodzi???

List dostałem od jednego z wcześniejszych dyrektorów Yapy, Wojtka Hempela.
”Pawle niezmierny,
nie mogę wprost uwierzyć, że Ty… notorycznie koncertujesz.
Przyzwyczaiłem się, że od takich wieje zwykle znudzeniem i rutyną. A Ty przypominasz mi Kleyffa, który wciąż bawi się koncertami jak dzieciak i robi wrażenie jakby rzeczy znane od lat śpiewał właśnie dziś po raz pierwszy w życiu. Ogromna większość amatorów w tym wieku to już tylko celebryci, artystycznie żywe truposze - obserwuję to na Yapie od lat. 

Przyszło mi na myśl, że pożyteczność Waszego pośpiewania z publicznością przedwczoraj była… pożytecznie pożyteczna, gdyż nagle pokazała wszystkim jak daleko Yapa odeszła od swojej yapowości. Na Waszym występie Yapa wyszła z siebie i popatrzyła na siebie tak jakby z boku i…  nie mogła uwierzyć jaka by być mogła, ale nie jest. 

A ja jestem Ci po mojemu osobiście wdzięczny, że chociaż przez te kilkadziesiąt minut miałem ogromną, dziką przyjemność siedzenia w tym zaduchu, i nie żałuję jazdy rowerem po śniegu i lodzie przez pół miasta

Róbcie tak dalej.
Widzisz, to jest bardzo trudna publiczność i od pokoleń w genach rozwydrzona. Wykończyli już niejednych. Mało komu udaje się ich uciszyć i w ogóle zwrócić uwagę czymś cichym i spokojnym. Ale jak już się uda to jest apokalipsa! Dokonaliście prawie cudu.To tak jak z krnąbrnym ogierem, który po ujeżdżeniu jest lepszy od tych łagodnych. Tak już mają…
W”

Koni nigdy nie ujeżdżałem, ale z publicznością sobie radzę.. :-)))

Kraków, 12 marca 2013
foto:  Aleksander Banaś
i Michał Wajnchold
2013.07 hajfa1
Hajfa, ogrody bahaistów