Widok na Bazylikę Narodzenia w Betlejem
Wróciłem z Ziemi Świętej w niedzielę wieczorem, pełen wrażeń, spokojny, zachwycony i zasmucony.
Nie da się wszystkiego naraz opisać, bo na taką podróż czeka się całe życie. Nadzieje były ogromne, więc
i rozczarowania też. Opiszę niektóre z nich po kolei, w kawałkach. O rzeczach miłych napiszę na końcu,
żeby po wszystkim zostało dobre wrażenie, bo przecież jestem bardzo szczęśliwy, że dane mi było tam być!
Najpierw o rozczarowaniu w Betlejem.
Wyprawa do Betlejem jest... bez sensu, bo tam nic nie ma. Nic z rzeczywistości żłóbka, groty, stajenki… Betlejem to jest dziś miasteczko arabskie, z rynkiem, meczetem, śpiewami muezzina, codzienną pracą Arabów i mnóstwem sklepów. Jest też kościół, Bazylika Narodzenia, ale brzydka, ciężka z zewnątrz, za to w środku koszmarna. Ciemna, brudna, niepomalowana, jedynie tynkiem zarzucona. Najbardziej eksponowanym w niej miejscem jest odkryty kawałek... posadzki, w którym widać fragment oryginalnej... posadzki kościoła zbudowanego tam w 357 roku, albo w roku 426, dla mnie to nieważne. Tak to wygląda. Zwróćcie też uwagę na całą posadzkę, na wygląd tego miejsca, bo taki jest cały ten kościół !
Jest tam też „grota narodzenia”, ale to taka sobie piwnica, wystrojona na kształt kościołów wschodnich, pełna zakurzonych dywanów, kilimów, świec, pachnideł, olejków, kadzielnic… Żywcem jak siedziba Bohuna, do którego ten zabrał Helenę w "Ogniem i mieczem". Nie nasza stylistyka, nic z lekkości i radości narodzenia Syna Bożego.
W centralnym punkcie coś na kształt wnęki w kominku, wewnątrz której jest na podłodzie metalowa gwiazda, której się dotyka, którą się całuje, ale trzeba wpierw uklęknąć, by do tego „kominka” zajrzeć, by to „coś” tam w środku ucałować.
Nasza religia pełna jest symboli i adoracji różnych symboli, o co więc chodzi?
Mogę z pełną czcią całować relikwie Krzyża Świętego, albo rany gipsowej postaci Umęczonego Chrystusa w Wielki Piątek. Bo wiem, że to symbol i symbolicznie, na zewnątrz, mój gest pokazuje co czuje moje serce. Ale w Betlejem??? Chcę czegoś prawdziwego, pięknego i czystego…
Pełno tam kolorowych chrześcijan: Azjatów, Murzynów, w ostatnich latach mnóstwo hałaśliwych Rosjan, którzy ponoć nie szanują żadnej kolejki na świecie. A w kolejkach stoi się po kilka godzin. Nikt nie dba o czystość, o estetykę, o piękno.
Nie dba, bo chrześcijanie różnych obrządków są skłóceni i nie ma zgody: 1) kto to ma zrobić, 2) jak, 3) kto zapłaci?
Więc trwa taki marazm i taka burość, szarość, smętek, jak na otwartej, za przeproszeniem, budowie.
Wstyd, zażenowanie, żal…
To my, chrześcijanie, nie potrafimy opracować architektonicznie jednego z ważniejszych miejsc na świecie?
Wychodzisz, człowieku, zamyślony na ulice miasteczka i dopadają Cię Arabowie, którzy chcą ci wcisnąć cokolwiek: „łan dolar”, albo „fajf dolar”. Kawałek dalej jest maleńka kaplica i „Grota Mleczna”, bo ponoć Maryja karmiła tam Jezusa i kropla jej mleka spadła na skałę, która stała się biała, a ty możesz za jedyne 15 dolarów kupić odrobinę tej sproszkowanej skały, żeby ją wypić, albo zjeść.
To „ponoć” pomaga bezdzietnym małżeństwom. Wiara czyni cuda.
Mogliśmy jeszcze pojechać na Pole Pasterzy, jakieś 3 km od Betlejem, ale… byłem bardzo szczęśliwy, że zabrakło już na to czasu. Nie chciałem już oglądać kolejnych koszmarów. Nie tego się spodziewałem w Betlejem.
* * *
Może dlatego tak odebrałem, odczułem, przeżyłem wizytę w prawdziwym Betlejem, żeby z tym większą pewnością móc Wam śpiewać, że „Betlejem jest w nas” i że to w nas ma się co roku od nowa dokonywać „Boże Narodzenie”… ?
* * *
Płynie ten nasz wehikuł czasu przez stulecia
do odległych miejsc na peryferiach Rzymu
i nagle spostrzegamy, że Betlejem jest w nas,
lub żeśmy jednym z członków Sanhedrynu.
(fragment mojego wiersza „Nad Judeą”)
Kraków, 7 marca 2013
foto: Aleksander Banaś i PO
rok 2017, rok 2016, rok 2015, rok 2014
2013, rok 2012, rok 2011
rok 2010, rok 2009