Najpierw drobiazg, ale jakże radosny! Redakcja portalu wiara.pl opublikowała na pierwszej stronie serwisu "Liturgia" rozważania stacji Drogi Krzyzowej mojego autorstwa, zatytułowane: "Co zrobiliśmy ze Słowem Bożym?". Tutaj .
Wisiały sobie one skromnie na mojej witrynie pośród poematów, z rzadka do nich ktoś zaglądał. Teraz, dzięki portalowi wiara.pl zyskują oto nowe, wspólnotowe życie. Tak, czasem spełniają się marzenia...
* * *
Będąc niedawno w Łodzi miałem przyjemność krótkiej rozmowy z p. Wisławą Jordan, historykiem sztuki i rzeczoznawcą w zakresie malarstwa polskiego XIX i początku XX wieku.
Ponizszy list jest spełnieniem mojej prośby z tamtego spotkania.
„Gdzie Hania psoci wśród szezlongów” ... Nie mogę wyjść z podziwu, jak Paweł Orkisz świetnie radzi sobie z tym karkołomnym splotem syczących spółgłosek. Cała piosenka „Z szabli Henryka Szczyglińskiego” jest fantastyczna i tu w Łodzi uwielbiamy ją. Jest dużo kapitalnych piosenek Pawła Orkisza, choćby skoczne kolędy, które wykonał będąc u nas ostatnio w bardzo mroźny styczniowy wieczór. Pierwszy raz tańczyłam wtedy w kościele. A "prowodyrem" był oczywiście krakowski bard. Ale o tym Szczyglińskim Pan Paweł dowiedział się ode mnie, że to łodzianin i wspaniały malarz, którego wytrwale odkrywam dla rodzinnego miasta od kilku lat. Ostatnio opowiadałam o Szczyglińskim w lokalnej tv z racji „walentynek”. Każda okazja dobra.
A że był Pan Henryk romansowy, najlepiej wiedziała Maria Dąbrowska. Nie ta z równo przyciętą grzywką z oficjalnych portretów w encyklopediach, ale dwudziestosiedmioletnia: włosy rozdzielone nad czołem, z boków upięte warkocze, pełna buzia, inteligentne oczy i zmysłowe usta, ogólny wyraz romantyczny. On miał lat 35 (kawaler po przejściach, np. z tą Hanią od szezlongów). „A wyglądał na 25”, „był bardzo piękny” - wzdychała po latach zasłużona literatka – wysoki blondyn o niebieskich oczach, sprężystymi ruchami poprawiał mundur legionisty. Dużo młodszego uwiecznił Xawery Dunikowski: Szczygliński jako student pierwszego roku krakowskiej akademii przybrał pozę zrezygnowanego dekadenta. Skąd my to znamy...
Teraz jest rok 1916. Losy rzuciły naszą parę do Lublina: Dąbrowska redaguje pismo socjalistów „Polska Ludowa”, on zażywa odpoczynku po morderczej kampanii karpackiej II Brygady Legionów Polskich. Ze wspomnień Stanisława Rostworowskiego (późniejszego generała, komendanta Obwodu Krakowskiego AK, zawsze bohaterskiego), dowiadujemy się, co robił nasz ochotnik spod znaku pędzla w Legionach. A zaciągnęło się ich wielu, na czele z nestorem, 64-letnim Leonem Wyczółkowskim. Cóż to byli za niezwykli artyści! W jednej ręce paleta lub dłuto, a w drugiej szabla – bo tak było trzeba, bez dylematów: teraz tworzymy Niepodległość.
Otóż Henryk Szczygliński, ulubiony uczeń i asystent Jana Stanisławskiego, współtwórca „Zielonego Balonika”, pierwszy amant Krakowa, wstępuje do II szwadronu pod dowództwem niezapomnianego rotmistrza Zbigniewa Dunin-Wąsowicza (to ten, który poprowadził szarżę pod Rokitną, swój i dla czternastu innych oficerów, ostatni bój). Szczyglińskiemu przypadło ważne – nie myślcie, że żartuję, bo to bardzo odpowiedzialna funkcja – komenderowanie trenem. Nie wiecie, co to znaczy? Ja też nie wiedziałam, ale zapytałam fachowca. „Tren” to z angielskiego „train” - pociąg, czyli zaopatrzenie, tabor. Inny artysta, tym razem władający piórem, Stendhal, był takim samym oficerem aprowizacji w armii napoleońskiej. A widzicie!
Szczygliński sprawiał się doskonale. Kiedyś zorganizował dla szwadronu beczkę rumu. Radość była ogromna, ale w końcu ileż można spożywać tego rumu na śniadanie, do obiadu i kolacji? Więc powstało powiedzenie, gdy trzeba było uspokoić zapalczywego dyskutanta:
- „Daj mu rumu!”
Jako badacz życiorysów artystycznych zwróciłam uwagę, że to właśnie Szczyglińskiemu udało się porozumieć z pewnym głuchoniemym żołnierzem. W szwadronie był kowalem. Okazało się, że pochodził z Włoch – narysował Półwysep Apeniński patykiem na piasku albo w szkicowniku naszego artysty. Wszyscy dowiedzieli się też, że Włoch nienawidzi „Moskali w wysokich czapach” i każdego napotkanego najchętniej by... Już nie powiem, co by mu zrobił. Gdzie mu tak zaszli za skórę, nie wiadomo. W każdym razie ta pasja połączyła go z legionistami.
Kiedy nasi żołnierze w kwietniu 1915 r. zatrzymali się w Strzeleckim Kącie nad Prutem, kronikarskim oczom Rostworowskiego ukazała się taka oto scena: „Konie uwiązane do pni drzew, karabinki i szable zawieszone na kwitnących jabłoniach, a wśród nich gromadki ułanów”. Czy Szczygliński, autor wiersza umieszczonego ponoć w sierpniu 1914 r. na własnej szabli („kochanką moją jest karabin i klinga ukochanej szabli” itd.), mógł pozostać na ten widok obojętny? - No, nie. Rysował i szkicował także na innych postojach, aż uzbierało się tego na całą wystawę w Zachęcie w 1918 r.
Jeszcze raz przyszło naszemu artyście wziąć w dłonie szablę i karabin. Zgłosił się do obrony kraju przed inwazją rosyjsko-bolszewicką w 1920 r. Za bohaterską obronę Włocławka dowództwo II Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich przedstawiło go do orderu Virtuti Militari. Otrzymał Krzyż Walecznych, a w 1922 r. Krzyż Niepodległości. Zdaje się, że nie był majorem. Wedle mojej wiedzy doszedł do stopnia podporucznika. Ale dla mnie, cywil-bandy, równie dobrze mógł być kapralem, co generałem. Grunt, że patriota i bohater.
Urodził się w Łodzi i poza szkolnymi latami spędził tu pięć lat tuż przed I wojną. Nie uwierzycie, ale w tym krótkim czasie uczynił z „bawełnianej stolicy” „mały Kraków”: wystawy, pismo artystyczne („Łódzki Tygodnik Ilustrowany”), wykłady o Wyspiańskim, skupienie lokalnej bohemy w cukierni Roszkowskiego (taka łódzka „Jama Michalikowa”), bal maskowy artystów itd, itd.
A jakim był malarzem (fenomenalnym), poczytajcie sobie, np. w mojej książce „W kręgu łódzkiej secesji”. Chociaż możecie mieć z tym kłopot, bo jest nie do dostania... Jak się znajdą sponsorzy, będzie wznowienie. Czy w Krakowie nie jest oby podobnie?
Dziś też robi się z Łodzi „mały Kraków”. A może odwrotnie?
Wisława Jordan
Foto 1. H. Szczygliński w mieszkaniu w Warszawie, ok. 1930 (w głębi rzeźba Dunikowskiego w czapce szwoleżera rokitniańskiego
Foto 2. W kawiarni Roszkowskiego w Łodzi, rys. H. Szczyglińskiego, Tyg. Ilustr. 1911
Foto 3. H. Szczygliński, Wawel w nocy, ok. 1905, zb. prywatne
* * *
Za kilka tygodni, w sobotę 9 marca, znowu zagram na Yapie.
Będzie to równa 35. rocznica pierwszego publicznego wykonania "Piosenki z szabli".
Czy to nie ładne, że ten list nadszedł właśnie teraz?
Kraków, 21 lutego 2013
foto: W. Jordan
Poprzednio pisałem:
rok 2013
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009