Trwa 7. Europejski Festiwal Ballady "Ballads of Europe" - Niepołomice 2012.
Chciałbym napisać dziś o czymś pięknym, co mnie wczoraj zupełnie zaskoczyło. I trochę wzruszyło.
Wziąłem do ręki czwartkowy numer "Dziennika Polskiego" (zob. z prawej) i... zobaczyłem siebie, swoje zdjęcie na pierwszej stronie, a obok napis: Paweł Orkisz zaprasza do Niepołomic, na 7. Festiwal "Ballady Europy".
Niby nic, ale akurat w Krakowie trwa równolegle kilka imprez, takich jak Festiwal Teatrów Ulicznych i Festiwal Kultury Żydowskiej...
Skąd wzruszenie?
Doczekałem się bowiem chwili, kiedy ludzie uznają, że to, co proponuję, może być dla wielu osób ważne. Czekałem na to wiele lat.
- Klatka stop! - I znów stoję, gapię się na życie... (z "Piosenki o zagapieniu" )
Mam nadzieję, że to wcale nie był ostatni raz. Przecież moje propozycje dla ludzi - dotyczące kultury, wypoczynku, nawet szerzej: spojrzenia na świat - są uczciwe, nie są podszyte koniunkturą, ani partykularnym interesem.
W pewnym sensie jestem i zawsze byłem społecznikiem. A teraz jeszcze inni chcą mnie wspierać w mojej pracy. To jest piękne, jak... jak lato, jak słońce, jak wiosna, jak świt. Dziękuję Opatrzności Bożej.
Choć winien jestem coś też red. Wacławowi Krupińskiemu. Wiem.
Ludziom też trzeba dziękować.
* * *
Oto treść całego wywiadu:
- Rozciągasz od lat pojęcie ballady – w tym roku mieszczą się w nim nie tylko Pete Morton, którego cudowne ballady też śpiewasz, ale i Edyta Geppert, i raper L.U.C. Jak sam pojmujesz balladę?
Trochę rozciągam pojęcie ballady, owszem, ale nie aż tak, żebym L.U.C.’a uznawał za balladzistę. Co to, to nie.
Za balladę uważam każdą śpiewaną opowieść. Jeśli ktoś śpiewając zmusza mnie do słuchania tekstu, to znaczy, że mi coś opowiada, śpiewa swoją opowieść. To jest ballada. Czasem rockowa, czasem bluesowa, czasem heavymetalowa... Opowieść. Niekiedy ktoś śpiewa „Sia la la, sia la la... mydełko Fa”, albo sam nie wie co śpiewa, bo mu wszystko jedno. Niekiedy operowym głosem wyśpiewuje pasaże, wtedy nie próbuje mnie zachwycić opowieścią, tylko barwą głosu, długimi nogami, albo solówką gitarową w przerwie między bąkaniem solisty.
A skąd L.U.C. na festiwalu ballady? – To już inna sprawa, sposób odczytania pieśni Kaczmarskiego. Ciekawostka, teatr, spektakl. Sam jestem ciekawy jak on to zrobi...
- Wciągnąłeś w tym roku trzy uczelnie, oddając im zagospodarowanie całego dnia – to będzie niedziela z Jackiem Kaczmarskim.
Nie. Ja wciągnąłem tylko jednego Jurka Hausnera, przepraszam, profesora Jerzego Hausnera, oddając jemu i jego Fundacji Gospodarki i Administracji Publicznej jeden cały dzień festiwalowy. Zaprosiłem go do wykreowania jakiegoś oryginalnego zjawiska balladowego, albo paraballadowego. Przyznałem w tamtej rozmowie, że dotychczas nie udaje mi się skusić szerszej grupy młodzieży, studentów do skorzystania z oferty imprez festiwalowych. Powód jest jeden: nigdy nie „kupowałem” młodzieży jakimiś tanimi chwytami, albo zapraszaniem ich idoli, celebrytów, chciałem robić swoje. Cisza, spokój, kontemplowanie ballad...
A Jerzy poszedł inną drogą, wykorzystując potencjał swojego środowiska. Zaprosił po prostu młodych do stworzenia czegoś dla siebie i swoich kolegów. Dał im zresztą wszelkie narzędzia, żeby ich wizje mogły się urzeczywistnić. Ludzi na etatach, środki na promocję, możliwość zaproszenia kogo chcą. Zadał im też temat: Jacek Kaczmarski. Całość widowiska reżyseruje młody absolwent PWST Jakub Perkowski, a pracami organizacyjnymi zajmuje się Agencja Artystyczna GAP, pod kierunkiem Zbyszka Grzyba.
- A zaczniesz w piątek od bossanovy i ballad z Ameryki Południowej, tak więc dla każdego coś miłego. Zatem pewnie na brak publiczności nie narzekasz?
To będzie cudowny wieczór gitarowy! Gorące rytmy, znakomite wokalistki, pani Maria Szabłowska, znana dziennikarka radiowa i telewizyjna, jako prowadząca koncert... – ale to wszystko w tle. Królować będzie gitara i rytm. Jeden z najlepszych gitarzystów brazylijskich, Roberto Taufic, do tego Leszek Potasiński, Marek Walawender... Podamy chilijskie i argentyńskie wino, światła i niesamowita sceneria dopełnią reszty.
Magia, panie redaktorze, magia...
- Melomani chętnie przyjeżdżają, skoro to już siódma edycja, do Niepołomic?
To bardzo proste: jeśli jest dobra pogoda, mamy dobrą frekwencję. Kiedy pada, widzów jest znacząco mniej. W samych Niepołomicach miłośników ballad jest niewielu, choć chyba każdy z mieszkańców tej prężnej gminy jest z naszego festiwalu trochę dumny.
A krakusy... leniwe. Komu się chce wychodzić z domu kiedy pada?
Deszcz potrafi zniszczyć, zepsuć w Polsce każdą imprezę plenerową i nie ma takiego okresu w roku, w którym można byłoby zagwarantować słoneczny, ciepły wieczór... To jest ogromny problem organizatorów wszelkich imprez w Polsce.
W tym roku ma być piękna pogoda i co najwyżej przelotne deszcze... Jesteśmy dobrej myśli.
- Sam także zaprosisz na spotkanie z sobą. Pewnie przedstawisz piosenki z ostatniej świetnej, dla mnie wręcz najlepszej, Twej płyty „Dla Ciebie, Słońce”...
Dziękuję za uznanie.
Nie może być inaczej, widzowie by mi nie darowali. Ale nocne balladowanie ze mną w roli głównej to nie jest typowy koncert. To jest po prostu okazja do pośpiewania sobie ze mną – i moimi znakomitymi kolegami: Jarkiem Miszczykiem, Piotrkiem Bzowskim i Michałem Rapką - pieśni Okudżawy, Cohena, Bellona, Adamiakowej, ballad żeglarskich, pieśni orkiszowych (śmiech). Ludzie w Polsce ciągle potrafią i bardzo lubią śpiewać...A i dla mnie samego takie śpiewanie z publicznością festiwalową to święto, na które czekam z radością przez cały rok. Zapraszam na sobotnią noc do niepołomickiego parku...
rozmawiał Wacław Krupiński
Paweł Orkisz
Kraków, 6 lipca 2012
foto: Marek Sendek
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009