Rzadko grywałem ostatnio sam, bez towarzystwa moich kolegów, znakomitych zresztą muzyków.
Ale w ubiegły piątek, 26 listopada, w Malinowym Zdroju, w Solcu, sam siebie zaskoczyłem. Wystąpiłem sam, naprzeciw niezwykle trudnej publiczności i sprawiło mi to ogromną radość. Sukces, mierzony długością koncertu i ilością nawiązanych nowych kontaktów, przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Krótko mówiąc: smakowało mi to baaaardzo. Chętnie powtórzę w ciągu najbliższych roku takie solowe granie, choć…
Mnie naprawdę sprawia przyjemność muzykowanie w większym, choćby 2-3-osobowym składzie.
Jeśli jestem sam, to po pierwsze – mniej muzyki płynie ze sceny.
Po drugie – brak oprawy tego słowa, które jest jak brylant.
Po trzecie – podróżuje się niekiedy przez pół Polski samemu, wraca samemu, a to czasami doskwiera.
Ale to oczywistości, a są i inne powody.
Po czwarte – nie ma z kim podzielić sukcesu (ani porażki), a sukcesem fajnie jest się dzielić, mówić o nim, cieszyć się wspólnie.
Po piąte - jeśli jesteś sam, masz mniejsze możliwości manewru, jakiejś zmiany, jeśli widzisz, że jest źle. A „coś” trzeba zrobić, gdy koncert nie idzie, publiczność cię nie kupuje, lub się nudzi.
W ciągu ostatnich dwóch lat były chyba dwie takie sytuacje, że kiedy było ciężko, muzyka się nie kleiła, zaczynały się na widowni szmery…, wtedy prosiłem kolegów, żeby zeszli ze sceny. Zostawałem sam i „brałem byka za rogi”. Publiczność zaskoczona odwagą artysty, który nie boi się zostać z nią sam na sam, daje mu jeszcze kilka minut, ostatnią szansę i wtedy trzeba ją mocno chwycić. No tak, ale takich możliwości nie ma, jeśli jest się samemu. Co wtedy można zmienić, żeby uzyskać efekt gwałtownej zmiany, zaskoczenia, zogniskowania uwagi? – Staniesz na głowie, opowiesz głupi dowcip, piąty raz poprosisz o spokój?
Po szóste - przecież każdy ma lepsze i gorsze dni, co więc będzie, gdy będziesz sam?
Wróćmy do tego mojego występu w Malinowym Zdroju.
To było takie kawiarniane granie, żeby uprzyjemnić pobyt gościom hotelowym z całej Polski. Goście spokojni, zamożni (kawa ok. 16 zł), wyluzowani, ale i wymagający. Napisałem wyżej „trudna publiczność”, bo to nie była moja publiczność. Oni nie przyszli na „Orkisza”, oni nawet nie wiedzieli, kto to „Orkisz” i co będzie śpiewał. Przyszli napić się tej kawy za 16 zł i porozmawiać setny raz we własnym gronie, no bo z kimś obcym chyba nie wypada! Nie po to ktoś przyjeżdża tutaj, gdzie kawa po 16 zetów, żeby ktoś inny mu przeszkadzał, ani go zaczepiał. Taki przyjemny snobizm, podszyty lekką nutką samotności. Ale płaci się nie tylko za luksus, także właśnie za tę samotność. prywatność, możliwość wyobcowania, o czym marzą ludzie znajdujący się na codzień w nieustannym wirze rozmów i zdarzeń.
Wyszedłem do nich z uśmiechem, zapytałem, czy ktoś zna moje nazwisko i wie o czym będę śpiewał? Podniosły się dwie ręce, na jakieś 50-60 osób. Tego mi było trzeba. Pomyślałem sobie „super, zagram 50-60 min i do domciu!”. Po kilkunastu minutach okazało się, że słuchają, cieszą się, nucą... Po pół godzinie byliśmy już sobie potrzebni, a po dwóch godzinach żal było się rozstawać. Więc jeszcze Okudżawa, i Trubadurzy (Woła mnie, woła mnie jesienią…), i Osiecka. Nakupowali płyt jak szaleni, w oczach widziałem luz i błogość, ktoś rzucił: - Odpocząłem, dziękuję. Ktoś inny dodał: - To jeden z najlepszych solowych koncertów, jakie w życiu widziałem.
Miało być źle, było pięknie.
Czasem jest na odwrót.
Zagrałem niedawno na otwarciu szkolenia dla pewnej, znanej mi doskonale firmy, z którą mam sympatyczne, dość częste kontakty i dobre doświadczenia. Tym razem osób było mniej, więc zasiedliśmy przy stole i zaczął się dramat. Panowie chcieli się napić i… chcieli się napić! No, może jeszcze… chcieli się napić.
- Taka gmina – jak śpiewał chyba Chyła.
Biesiady im żadna ballada nie mogła przerwać. To i nie przerywała. Czasami tylko zadźwięczała, zamruczała gdzieś w pobliżu…
Ale Pan Prezes miał wyborny „Słoneczny Brzeg”.
Nie było źle, choć miało być pięknie.
* * *
Przeżyjmy to jeszcze raz - fotki z tegorocznego festiwalu „Ballady Europy 2010” są pod adresem: http://picasaweb.google.com/julciownik/BalladyEuropy2010#
* * *
Rzeczywiście piszę ostatnio jakby rzadziej, ale żeby tak od razu z pretensjami, gremialnie, że Was zaniedbuję? A skądże miałem wiedzieć, że tylu Was czeka na te moje refleksje?
Dziękuję Wam za te Wasze ponaglenia, które płyną a to z Warszawy, a to z Tczewa, a to ze Śląska. Skoro tak, to postaram się przez pewien czas pisać częściej, powiedzmy, co drugi dzień.
Zobaczymy czy Wam się nie znudzi…
* * *
Po zwiększonym ruchu w moim sklepiku internetowym poznaję, że idą święta.
Niektórzy z Was proszą o wpisywanie dedykacji dla osób obdarowywanych. Czemu nie? - Chętnie wpiszę dedykacje, proszę się nie krępować
Kraków, 1 grudnia 2010
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009