Siedziałam i patrzyłam w okno...
Przez liście blady cień przepłynął,
a na podłodze moje lale
- umorusane, zapłakane... -
i serce mi tak głośno biło.

Zachciało mi się bardzo płakać,
bo byłam mała, a świat - duży.
Łzy popłynęły mi ogromne...
i utworzyły Morze słone,
zielone i pachnące w skałach.
Morze szumiało:

Te Twoje łzy to moja sól.
Zielone jestem - Twoim płaczem.
Przestaniesz płakać - zniknie ból,
lecz Morza nikt już nie zobaczy.
Ziemia beze mnie schnie na proch,
przez palce mi prześwieca blask,
lecz Ziemia dotąd będzie trwać,
dopóki Ty łzy będziesz lać.

Nie rozumiałam niczego wokół,
a moje lale rosły w oczach.
Umiałam śpiewać kołysanki
i miałam nowe koleżanki,
i dwie kokardy na warkoczach.

I biegałyśmy po zakupy,
skakanką była tęcza słońca...
W klasy grałyśmy jak jaskółki,
raz byłam matka, a raz córką...
Płakałam, chciałam być dorosła.
Morze szumiało:

Te Twoje łzy to moja sól...

A potem, tak niepostrzeżenie,
zmieniłam kształty. Byłam sosną.
Miałam zieloną, bujną grzywę,
mieszkało we mnie niebo siwe.
Tańczyłam swoją pieśń radosną....

I przychodzili z innych lasów,
odpoczywali w moim śpiewie,
i odchodzili zakochani,
i powracali tacy sami...
Mówiłam: ja wybrałam Ciebie.
Morze szumiało:

Te Twoje łzy to moja sól...


I byłam ziemią, pulchną, żyzną...
dawałam swoje soki wszystkie.
Składali mi w podzięce ręce
i i wymagali coraz więcej.
Śmiały się do mnie młode liście.

I odchodzili coraz wyżej,
wysoko gniazda zakładali.
Walczyli z chłodem i wichurą,
stawiali czoła obcym chmurom...
A ja płakałam - gdy spadali...
Morze szumiało:

Te Twoje łzy to moja sól...

A teraz jestem wierną skałą
rzuconą w niebo na kolana
Temu, którego kołysałam,
temu, którego wypłakałam,
lecz ja wciąż jestem taka sama.

Często przychodzą - wtedy płaczę,
bo wszystkie skargi ich... są moje.
Ja teraz gorzko płakać umiem,
i pajęczyny nić zrozumiem.
Lecz Morzu wyschnąć nie pozwolę...
Bo ono szumi....

Te Twoje łzy to moja sól..