Nasz pierwszy upadek

Jezus – Oblicze Boga, Słowo Najwyższego po raz pierwszy upada.
Ginie nam z oczu.

Kiedy tracimy Boga z oczu po raz pierwszy?
Zazwyczaj przez zwyczajną lekkomyślność, beztroskę, chęć zabawy, ciekawość...
Czasem to pyszne, innym razem bezmyślne, najczęściej... głupie.

A wokół nas tylu ludzi, firm, agencji, lokali... działa wyłącznie po to, żeby nam tę możliwość ułatwić.
Żeby nas zabawić, zachęcić do beztroski.
Młody człowiek dość łatwo wpada w sidła tej całej sfery rozrywki.

Przekracza próg zabawy dość obojętnie, nawet bez bardzo złej woli,
czasem w naśladowaniu starszych, albo w odruchu buntu przeciwko wartościom czy ludziom, którzy go drażnią. 
Czy mamy świadomość jak bardzo niszczy,
kiereszuje nas samych
ten pierwszy upadek?
Jak bardzo poranieni z niego wychodzimy?

Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że wielu z nas NIGDY się z niego nie podniesie,
nie odetnie od brudu i zła, nie wyzwoli z nałogu?
Albo wyzwoli po wielu, wielu latach, terapiach, ciężkiej pracy lekarzy, psychologów,
cierpieniach rodziny....

Pierwszy papieros – niby nic.
Pierwszy kieliszek – niby żart. 
Pierwsza drobna kradzież – drobiazg.
Pierwszy pospieszny seks – nareszcie.
Pierwsza zdrada – przeżyjemy.
Nie dostrzegamy, kiedy wpadamy w sidła pierwszego razu. 
(*)

Najbardziej obrzydliwa wydaje się rola świadków naszego pierwszego upadku.
Gdyby zareagowali, upomnieli, przestrzegli...
Nie, oni patrzą jak upadamy, jak upada w nas dobro i miłość, jak wlewa się brud i zło...
Klaszczą, cieszą się, podjudzają.
Nasi koledzy, koleżanki, bracia, przyjaciółki i przyjaciele – fałszywi, ale jeszcze o tym nie wiemy. 

Jezus upadł w nas.
Na drogę, na żwir i ostre kamienie.
Zrezygnuje,  machnie na nas ręką?
– Przecież wie, że to nie koniec.
Jeśli będzie próbował w nas wytrwać, jeszcze nie raz go opuścimy,
upokorzymy, obrazimy, wyprzemy się,
skażemy na śmierć i własnoręcznie wykonamy wyrok... 

Kimże jestem, kim jesteśmy, Chryste,
że się podnosisz  po pierwszym upadku?
Jak bardzo nas umiłowałeś?