Porudziały pod palcami resztki lata,
poszarzały zatroskanych zmierzchów twarze.
Po zamglonym polu, po zamglonym sadzie
jesień idzie - z letnich zdarzeń dym się kładzie.
Po piwnicach pachnie miętą i jabłkami
a na strychach wiatr rozrzuca strzępy życia.
W parku, na ławeczce, w bladym miejskim słońcu
ktoś zmęczony na chwil parę przysiadł.
Młodzi ludzie starym piszą atramentem,
a na murach czas wybiela słowa próżne.
Cicho do pokoju na się zakradł wrzesień.
Idzie jesień - szepcze - będzie jeszcze trudniej.
* * *
Tylko w oczach dzieci jakaś ufna siła
I na ścianach w złotych ramach cięte rany.
Wąskie usta Tej, co nigdy nie zwątpiła
szepczą: jestem z wami, dzieci - więc przetrwamy!