Na małej stacji... w wiosce Bartodzieje,
gdzie nawet pociągi nie chcą przystawać,
ludzie spokojnie klepią swoją biedę.
Wielkie zawieruchy to miejsce omijają.

Dachom już dawno wyrosły kominy,
z okapów spływa wiosną dłuższy dzień.
Głodne bociany wraz z odejściem zimy
gonią po łąkach szansy złudny cień.

I tylko w lasów ciemnym wieńcu wokół
życie przelewa się z baku do baku,
skrzeczą sierżanci głosem ruskich ptaków.
Ot, zwykłe miejsce na ojczystej mapie...

 

*) Przejeżdżałem kiedyś pociągiem przez Bartodzieje. Zdumiałem się ilością ruskich wojsk w okolicy dworca PKP.
Stan wojenny, 100 km od Warszawy...