- Bałuka
Słowa się położyły na tropach wilczych stad.
Ciemny pokój, ogarek, odblask prawdziwości.
I rośnie w uszach szum, niepokój się wzmaga...
Kto i co może wyrwać nas z obłędu ciemności?
Spodziewałem się huku, nagłego zderzenia
dwóch pociągów co nocą po dworcach się włóczą.
A była szarość nocy, potem jakby ktoś smugą
wzmagającego się światła powoli poruszał.
Samotnyś taki na tej równinie
jak słup wstawiony ręką Pana.
A nam by z sobą się przeprosić
za tamto trwanie bez kołatania.
Z robotą uciekali w dalekie kraje po
marnego grosza garść, co w raj zamieni życie.
A tu, w zieloność lasu, w starą powagę wierzb
wpełzła brunatna szarość rozślimaczonych życzeń.
Ciągle w chocholim tańcu, w cień zapatrzeni gazet.
Lata, z latami siły, z siłami wiara - puch!
Czy los z nas zakpił szpetnie? Czy tylko to przypadek?
Czyś Ty Archanioł zemsty, a reszta - zwykły cud?
Rosną nam znowu ludzie prości.
A ramion już nie skrzydła, a ręce.
Na karkach - zamiast łbów - głowy.
W dłoniach nadziei jakby trochę więcej.
*) To była piosenka, ale melodii już nie pamiętam.