Deszcz płacze za oknem i Chopin w rozterce
trąca liści klawisze. Dni czarne, noc w bieli.
Zamyślony Mendelssohn nowe marsze pisze,
nowym rytmem określa niepodległość cieni.
Muza wodą nasiąkła, i gruba..., i stara...
Rym czerwieni się myśląc o tamtej przygodzie.
Ciągle chcesz mnie przekonać, że miłość to miara,
jakby nie dość słuchania podszeptów w ogrodzie.
Pójdę z Tobą. Wiesz przecież, mówiłem Ci o tym
w tamtym białym ogrodzie, na stopniach do nieba.
Księżyc - nicpoń zwiał z domu, włóczy się po mieście
i powtarza: tak lubię, tak można, tak trzeba.
Ale zobacz, już wraca! Niedaleko pobiegł.
Zawstydzony podnosi, co pogubił w biegu.
Pójdę z Tobą. Wiesz przecież, mówiłem Ci o tym
w tamtym białym ogrodzie, na stopniach do nieba.