jak wysnuć z ciebie tę nić złotą
jak z gobelinu ukraść blask
nie żeby złota więcej posiąść
lecz żeby więcej było nas
codziennie rano dotykam twojego drżącego głosu
którym prosisz szatana o cień litości
wołasz na próżno i wołanie wraca
odbite echem od pustych pokoi
masz dom - a nie masz
żona - nie żona
dzieci - jak pisklęta - oby żyły wiecznie
a po stole błądzi cień wczorajszych gości
na zdeptanym trawniku pies klepie swą biedę
ty codziennie rano zamiast świeżych bułek
przynosisz mi nowy pomysł na życie
a od święta - gazetę-myśli "Co byłoby gdyby..."
gdyby było inaczej - inaczej niż w życiu
więc składam ten twój dzień cierpliwie jak Pan Bóg
lepię z marzeń godziny a z chęci tygodnie
może jednak kiedyś do siebie wrócimy
jak wracają do domu spóźnieni przechodnie
jesteś dziwnym obrazem - pomieszaniem stylów
kreską mądrą otaczasz kiczowate cienie
ciągle myli ci się pochyłość z poziomem
a pion się wykrzywił o codzienne brzemię
więc
jak wysnuć z ciebie tę nić złotą
jak z gobelinu ukraść blask
nie żeby złota więcej posiąść
lecz żeby więcej było nas