nie zginela old CD1. uwaga: ta płyta posiadała kiedyś inną okładkę. 
2. do nauczycieli i pedagogów: POSIADAM PODKŁADY MUZYCZNE DO TYCH PIEŚNI.

Czy jest sens śpiewać dziś - i wydawać - pieśni patriotyczne?
Polska stała się członkiem jednej wielkiej europejskiej "rodziny". Młodzi Polacy już teraz rywalizują o miejsca w zachodnich koncernach - w Polsce i w Europie - nie odwołując się przy tym do polskości, jedynie do profesjonalizmu. Może więc patriotyzmu nie warto kultywować?
Sądzę, że warto. Warto szanować tradycję, ufać dorobkowi poprzednich pokoleń. Człowiek nie jest "samotną wyspą", ludzkość rozwija się dzięki "sztafecie pokoleń".
Nawet jeśli będziemy już mówić w polskich firmach po angielsku i czytać gazety w tym języku, też warto pamiętać, że nie przychodzimy znikąd, że nie jesteśmy na tej ziemi przypadkiem. Wiara "w sens" jest na co dzień niedostrzegalna, ale gdy jej braknie w krytycznych momentach - życie wali się w gruzy.
W programie "Nie zginęła póki my..." starałem się pozostawiać pewne metafory otwartymi. Człowiekowi do życia potrzebny jest mit, nie tylko Polakom. Komuś trzeba ufać, o coś warto walczyć, czemuś trzeba się przeciwstawiać "gdy chochoły ruszają do tańca".
Nie chciałem pisać pieśni wprost o Piłsudskim. Napisałem piosenki o Jego legendzie, o wartościach jakie ja z Nim kojarzę. Jeśli się mylę co do Niego, niech mu historia wybaczy. Nie mylę się co do wartości. Wierzę, że człowiekowi jest "potrzebny mit" i że "rosną skrzydła młodym orłom". Wiem o tym najlepiej patrząc na swoją trójkę dzieci. Buntują się, czasem zawodzą, ale... rosną im skrzydła. Ja już je widzę.
Spójrzcie na swoje dzieci z wiarą, optymizmem i bez lęku. Im też rosną skrzydła.

Jak powstawały te pieśni?

Wiosną 1984 roku mój krakowski kolega, Piotr Boroń, późniejszy prezes Towarzystwa im. J. Piłsudskiego, zwrócił się do mnie z propozycją napisania cyklu pieśni poświęconych Marszałkowi. Piotr działał wtedy w Towarzystwie Opieki nad Kopcem Piłsudskiego, bo w komunistycznej Polsce imię Marszałka było na indeksie, a kopiec to w końcu zieleń, ochrona przyrody i środowiska.
Zgodziłem się, gdyż dla mnie patriotyzm i Polska - to nigdy nie były puste słowa.
Latem 1984 roku stanu wojenny już zniesiono, lecz wciąż panoszyła się komuna, a ja śpiewałem protestsongi i pieśni nadziei. Wydałem poprzednio kasetę "Komentarz" z pieśniami antytotalitarnymi, którą członkowie krakowskiej "Solidarności" kolportowali w tzw. podziemiu.
Wcześniej, w maju 1977 roku, po śmierci Stanisława Pyjasa, napisałem piosenkę pt. Schody ze słowami: "Kto z nas następny ze schodów się stoczy?". To była moja pierwsza pieśń patriotyczna. Potem były kolejne: ironiczna "Powiedz mi, towarzyszu, jak mam żyć", dedykowana komunistom "Uwierzyć w nicość". Wyśmiewałem: "Prowokacja, redaktorze..." i słowami cudzymi, z własną muzyką "Wyjeżdżajcie już, chłopcy, od "Piasta"...". Najważniejsze były jednak psalmy: "Dlaczego z dala stoisz, Panie" i "Będziemy się radować, gdy Bóg odmieni losy swojego narodu", bo w nich mogłem przekazać słuchaczom wiarę i optymizm. Na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, w 1981 roku, śpiewałem gorzko "Wypuszczeni z klatki nie umieją pić wolności" i "W naszym ogródku, na karuzeli, bawią się dzieci duże..." - potem te słowa okazały się prorocze.
O optymizm było wtedy trudno, bo władza kpiła w żywe oczy, społeczeństwo z trudem wiązało koniec z końcem, moi koledzy zakładali Studencki Komitet Solidarności (czułem, że muszą być wśród nich szpicle), tłumy wierzących-niewierzących szwendały się po kościołach, z uczuciami dalekimi od miłości w sercu, na plecach czuć było zimny powiew KGB i UB, a nieliczni zawzięci mimo wszystko coś budowali, oczywiście bez pieniędzy, bez planu, za to z nadzieją. Gdyby nie Ojciec Święty...
I wtedy mnie olśniło: przecież Piłsudski i całe jego pokolenie legionistów, wychodzili z sytuacji jeszcze gorszej. W początkach XX wieku cały naród polski był poszarpany, poraniony, skłócony... Pomysłów na odzyskanie niepodległości wiele, ale co jeden to gorszy, a przeciw nim niesamowita siła, potęga trzech mocarstw. I wtedy ta garstka "szaleńców" zaczęła z planem i konsekwencją odbudowywać najpierw wiarę i nadzieję, potem drużyny strzeleckie i Wojsko Polskie. Za to wszystko można było życie stracić, całe tysiące mogły zostać wywiezione na Sybir, lub do lagrów... gdyby ich były tysiące! Ich były zaledwie dziesiątki, potem setki, ale naród w swojej masie pozostawał obojętny, lub wręcz niechętny.
Stąd mój podziw dla tamtego pokolenia. Zwłaszcza, ze nie były to puste słowa, były to - powtórzę - działania planowe, konsekwentne, rozłożone na lata, owszem, wykorzystujące każdy moment dziejowy, ale nieustępliwe, nieugięte.

Aż zdarzył się cud.

W naszej części Europy I wojnę światową przegrały... wszystkie 3 mocarstwa. Przecież gdyby przegrało tylko jedno, albo dwa, Polska by się nie odrodziła nigdy, albo przynajmniej jeszcze nie wtedy.
Kluczem do mojego widzenia postaci Piłsudskiego jest ten jego upór. Mam bowiem przekonanie, że ten facet nigdy by nie odpuścił. Był niesamowicie uparty - to raz. Umiał zarażać ludzi optymizmem i chęcią działania - to dwa. A trzy - był wierny swoim towarzyszom.
Miał wady, był kontrowersyjny i nie był lubiany w wielu środowiskach. Później, w wolnej Polsce, ten jego upór i przekonanie o własnej nieomylności bywało już czasem ciężarem, ale nawet jego przeciwnicy przyznają, że jest w tej postaci jakaś siła i niezwykła moc. Podobno jeszcze w latach 30. - złożony chorobą - widząc odradzającą się militarną potęgę III Rzeszy namawiał aliantów do przeprowadzenia ataku na Niemcy, które już były gospodarczą potęgą, ale nie miały jeszcze regularnej armii.
PO, 2002

 
JÓZEF PIŁSUDSKI (1867-1935)
Piotr Boroń, 2002


     Przyszedł na świat w nocy 5 grudnia 1867 r. w powiecie święciańskim, w majątku Zułów, położonym 60 km na płd.-wsch. od Wilna. Był kolejnym dzieckiem starożytnych rodów Marii z Billewiczów Piłsudskiej i Józefa Wincentego Piłsudskiego. Jego ojciec w czasie Powstania 1863 r. był Komisarzem Rządu Narodowego w powiecie kowieńskim.
     W domu rodzinnym odebrał staranne wychowanie w duchu patriotycznym oraz edukację, którą kontynuował w gimnazjum w Wilnie. Tu uzyskał maturę w 1885 r., po czym rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie w Charkowie. Po zaliczeniu dwóch semestrów wrócił do Wilna i zamierzał przenieść się na uniwersytet w Dorparcie (Tartu), w Estonii. Jednak 22 marca 1887 r. został aresztowany w związku z udziałem w przygotowaniach do zamachu na cara Aleksandra III. Choć winy mu nie udowodniono, został zesłany na 5 lat na Sybir. Do kraju powrócił dopiero latem 1892 r.
     Związał się z polskim ruchem socjalistycznym, który na zjeździe paryskim 1892 r. wysunął, jako jedyne wówczas polskie ugrupowanie, hasło Niepodległości Rzeczypospolitej. Dość szybko stał się czołowym działaczem podziemnej Polskiej Partii Socjalistycznej. W 1894 r. został członkiem Centralnego Komitetu Robotniczego PPS, redaktorem czasopisma "Robotnik", które traktował jako narzędzie do zaszczepiania w społeczeństwie idei walki o wolność Polski. Redagował, drukował i kolportował tę gazetę podziemną, tropioną przez rosyjski aparat policyjny. W nocy z 21 na 22 lutego 1900 r. aresztowano go w Łodzi w trakcie druku kolejnego numeru pisma i osadzono w miejscowym ciężkim więzieniu. Stąd przywieziono go do Warszawskiej Cytadeli i umieszczono w celi osławionego X pawilonu. Dopiero po długotrwałym symulowaniu choroby psychicznej, w połowie grudnia został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym w Petersburgu, z którego po pięciu miesiącach udało mu się uciec, a następnie przedostać do Galicji.
     W Krakowie i Lwowie (oraz przez krótki czas w Londynie) kontynuuje działalność niepodległościową w ramach PPS. W tym czasie wielokrotnie przekrada się do zaboru rosyjskiego, mimo grożącego mu tam niebezpieczeństwa. Znamienne są słowa Raportu c.k. Dyrekcji Policji we Lwowie: "W Krakowie Piłsudski słowem i pismem szerzy ideę, że chcąc uzyskać niepodległość Polski, należy przejść (...) do stworzenia sił i organizacji, które w odpowiedniej chwili mają podjąć zbrojną walkę z Rosją o niepodległość Polski. (...) Piłsudski w swych planach walki z Rosją, do której myśli pociągnąć cały naród, bez względu na partie i przekonania polityczne - wychodzi poza ramy taktyki partii socjaldemokratycznej...".
     Na wieść o wybuchu wojny między Rosją a Japonią w lutym 1904 r. potajemnie podróżuje po Polsce, Litwie, Rusi i Rosji nawołując do tego, by nie dopuścić mobilizacji, lub ją maksymalnie sparaliżować. Pragnął ażeby Polacy nie ginęli za Rosję.
     W tym czasie udał się via USA do Japonii, gdzie w tokijskim MSZ złożył memoriał, w którym m.in. przedstawił plan "rozcięcia imperium rosyjskiego po szwach narodowych". Niestety, m.in. skutek kontrakcji Romana Dmowskiego, który również przybył do Tokio, nadzieje wykorzystania wojny rosyjsko-japońskiej dla sprawy Polski spełzły niemal na niczym.
     10 listopada 1904 r. zorganizował manifestację na placu Grzybowskim w Warszawie - pierwsze wystąpienie zbrojne po roku 1864 przeciw rosyjskiemu zaborcy, które zmniejszyło istotnie pobór Polaków do armii rosyjskiej. Przystąpił do tworzenia Organizacji Bojowej, złożonej z wyszkolonych i sprawnie dowodzonych grup bojowców. Z czasem sięgnie ona liczby 6 tys. ludzi na terenie Królestwa, którzy w latach 1905-07 dokonają szeregu akcji bojowych na posterunki policji, instytucje administracji zaborczej, pociągi, a nawet zetrą się w potyczkach z regularnym wojskiem rosyjskim.
     Tymczasem na zjeździe PPS w Wiedniu w 1906 r. doszło do rozłamu w partii. Zwolennicy niepodległości tworzą PPS-"Frakcję Rewolucyjną". Przygasa jednak tzw. rewolucja 1905 r., zaś w czerwcu 1908 we Lwowie Kazimierz Sosnkowski tworzy Związek Walki Czynnej. Piłsudski - faktyczny jej ojciec duchowy - decyduje się na ostatnią akcję bojową, której celem jest zdobycie na Rosji funduszy dla ZWC. Osobiście dowodzi 26 września 1908 r. udaną akcją napadu na pociąg z pieniędzmi na stacji Bezdany pod Wilnem, kończąc tym pewien "rewolucyjny" sposób walki o Niepodległość.
     Wykorzystując sprzyjające warunki w Galicji postanawia swe plany budowania przyszłego Wojska Polskiego oprzeć o ten zabór. Od 1910 r. Austria pozwala na tworzenie paramilitarnych organizacji polskich. We Lwowie powstaje Związek Strzelecki, a w Krakowie Towarzystwo Strzeleckie; później Polskie Drużyny Strzeleckie i Drużyny Bartoszowe. Bardzo szybko rozrasta się ruch strzelecki w całej Małopolsce, a potem sięga i ośrodków polskich we Francji, Szwajcarii, Belgii, a nawet Stanów Zjednoczonych. W 1912 r. tworzy się Polski Skarb Wojskowy i Tymczasowa Komisja Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Komendant Główny ZS robi wszystko, by przygotować się do zbliżającej się wojny. Wspominając te chwile napisze: "nie chciałem pozwolić, aby w czasie gdy na żywym ciele naszej Ojczyzny miano wyrąbać mieczami nowe granice państw i narodów, samych tylko Polaków przy tym zabrakło. Nie chciałem dopuścić, by na szalach, na które miecze rzucano, zabrakło polskiej szabli."
     2 sierpnia 1914 r. Komendant Główny ogłasza mobilizację Związku Strzeleckiego i Polskich Drużyn Strzeleckich. Do zgromadzonych w krakowskich Oleandrach strzelców mówi: "Żołnierze! Spotkał Was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granice rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna Wojska Polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie Ojczyzny.(...) Patrzę na Was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam Was jako pierwszą Kadrową Kompanię!"
     O świcie 6 sierpnia 1914 r. z Oleandrów na północ wyruszyła I Kompania Kadrowa przekraczając w Michałowicach kordon zaborczy. Czyn 6 sierpnia dał początek Epopei Legionowej, zwieńczonej odzyskaniem niepodległości. 12 sierpnia Kompania Kadrowa wkroczyła do Kielc, a za nią podążały dalsze oddziały strzeleckie. Jednak nie ziścił się zamiar wywołania powstania w zaborze rosyjskim. Natomiast władze austriackie czuły się zmuszone zezwolić na sformowanie Legionów Polskich do walki z Rosją.
     Strzelcy pod dowództwem Komendanta stali się sławną I Brygadą Legionów. Sformowano i drugą, a później i trzecią Brygadę. Wszystkie Brygady wsławiły się w bojach I wojny światowej, zyskując sobie z czasem szacunek Austriaków i Niemców, a postrach wśród Moskali. Legioniści, ta początkowo uważana za "cywil-bandę" formacja, okazali się być doskonałymi, niezawodnymi żołnierzami. Przyświecał im bowiem szczytny cel - walka o niepodległość Ojczyzny. Komendant wiedział o tym i nie dopuszczał, by krew Żołnierzy Legionów szła na marne; sprawę polską "licytował stale wzwyż". Zawczasu też (w 1914 r.) powołał Polską Organizację Wojskową, która początkowo była podziemną organizacją - we wszystkich trzech zaborach - skierowaną przeciw Rosji, by w decydującym momencie obrócić się przeciw Austrii i Niemcom.
     Mimo sukcesów na froncie wschodnim, Niemcy i Austria, okupujące zdobyte na Rosji tereny polskie, poczuły potrzebę powszechnego powołania Polaków pod broń. Twarda postawa Komendanta sprawiła, że 5 listopada 1916 r. cesarze Niemiec i Austrii ogłosili "Akt niepodległości Królestwa Polskiego". Nie była to jednak ta niepodległość, o którą walczyli Żołnierze Legionów, a tylko jej iluzja. Komendant zakazał dalszego poboru do armii i podnosił stawki w grze o sprawę polską. Jego celem była faktyczna niepodległość, a nie status "państwa buforowego" Niemiec.
     Wycofane z frontu oddziały legionowe miały być zmuszone do przysięgi na wierność sojuszniczą Niemcom i Austrii. Tym planom sprzeciwił się Komendant, zakazując tak przysięgi, jak i buntu. Nakazał, by tak jak niedawno patrioci polscy szli ochoczo w szeregi Legionów, dziś - odmawiając przysięgi - poszli za druty obozów internowania, czy na front włoski.
     Tak powstał tzw. "kryzys przysięgowy" latem 1917 r. w Legionach. Przysięgi na sojusz z państwami centralnymi odmówili żołnierze I i III Brygady Legionów. W konsekwencji pochodzący z zaboru rosyjskiego trafili za druty obozów w Beniaminowie i Szczypiornie, zaś tzw. "galicjacy" zostali wcieleni do armii austro-węgierskiej i powędrowali na front włoski; gdzie wespół z Polakami powołanymi do służby przez Austriaków stworzyli zalążek armii polskiej, która przybyła do kraju 1918 r.
     W nocy z 21 na 22 lipca 1917 r. inicjator buntu został aresztowany i ostatecznie stał się więźniem niemieckim w magdeburskiej twierdzy - do listopada 1918 r. - dzieląc los swych żołnierzy. W tym czasie peowiacy i legioniści gotowili się do walki z niemieckim okupantem i do dalszych zmagań o wolność Ojczyzny. 10 listopada uwolniony Komendant Legionów, w obliczu rozruchów rewolucyjnych w Berlinie, przybył do Warszawy.
     11 listopada 1918 r., gdy podpisywany był akt kapitulacji Niemiec (stąd w tym dniu obchodzone jest też Święto Państwowe Republiki Francuskiej), Rada Regencyjna Królestwa Polskiego przekazała mu zwierzchnią władzę nad polskimi siłami zbrojnymi. Ten dzień - po latach - stał się Świętem Niepodległości Polski, czczonym przez prawych Polaków w niepodległej II Rzeczypospolitej i pod okupacją, i na Uchodźstwie, i po wojnie potajemnie w kraju, aż stał się świętem III Rzeczypospolitej.
     W trzy dni później - rozwiązując się- Rada Regencyjna przekazała Mu pełną władzę wojskową i cywilną (14.XI.1918), czyniąc Go Tymczasowym Naczelnikiem Państwa. Pozostałe tymczasowe organy władzy podały się do Jego dyspozycji.
     Stał się więc mocą autorytetu własnego, sui generis, dyktatorem Polski. Dyktatorem jednak być nie chciał! W jednym z pierwszych swych dekretów zarządził wybory do Sejmu Ustawodawczego, który - ograniczając Jego władzę - nadał mu urząd Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
     Lecz świeżo odzyskana niepodległość Państwa była zagrożona. Polska nie miała ustalonych granic i z każdej strony była uwikłana w konflikty. Wkraczały weń wojska niemieckie, czechosłowackie i - po wycofaniu się na wschodzie Niemców - wojska bolszewickie. Nadto jej gospodarka była osłabiona kilkuletnią wojną, która wyniszczyła doszczętnie wszelki polski potencjał obronny.
Piłsudski świadom zagrożenia skupił całe Swe siły, by przede wszystkim zbudować, jako Naczelnik Państwa i Wódz Naczelny, Armię Polską zdolną wywalczyć dla Polski sprawiedliwe granice i spełnić wobec bratnich narodów dawnej Rzeczpospolitej obietnice swobodnego rozwoju i niepodległościowych aspiracji. Zadbał o odsiecz Lwowa, wspomógł Powstanie Śląskie i Wielkopolskie, zapobiegł posuwaniu się inwazji czeskiej. Nie zapominał o Pomorzu. Nie zaniedbał sprawy odparcia bolszewików z Wilna, na Wielkanoc 1919, a podpisawszy układ z atamanem Petlurą, 25.VI.1920 r., przystąpił wraz z jego wojskami do oswobodzenia Kijowa, idąc starym szlakiem Bolesława Chrobrego. 8 maja 1920 oswobodził Włodzimierzowy Gród od hord bolszewickich.
     Czekała Go jednak najcięższa próba militarna. Dotąd pomyślnie rozwijające się działania armii polskiej - na północy aż po Berezynę i Bobrujsk, a na południu w okręgu kijowskim - w połowie lata 1920 znalazły się bądź w odwrocie pospiesznym, bądź nieomal w okrążeniu. Wojska bolszewickie nieubłaganie zbliżały się ku Warszawie i do Lwowa. W opinii Jego przeciwników politycznych finis Poloniae był kwestią dni. A ci nie tylko byli poza obszarem działań wroga; w decydujących dniach prawie wszyscy wyjechali do Poznania (prócz nuncjusza apostolskiego Achillesa Ratti).
     Wręcz antyczny dramat rozegrał się na przedpolach Warszawy, gdy Radzymin przechodził z rąk do rąk niemal z dnia na dzień... Tymczasem Wódz Naczelny 6 sierpnia 1920 r. powziął nocą ostateczną decyzję strategiczną: po koncentracji wojsk nad Wieprzem, postanowił - osobiście dowodząc armią - uderzyć na lewe skrzydło wojsk bolszewickich, idąc na północ i odcinając je od zaplecza.
     Dokonało się to 16 sierpnia. Wódz Naczelny uderzył na lewą flankę bolszewików, którzy już pewni byli, że "po trupie Polski, dążąc do światowego pożaru" opanują Warszawę i pójdą na zachód. Uderzenie było tak niespodziewane i błyskawiczne, że ogromna część armii bolszewickiej poszła w rozsypkę - część wycofała się do Prus Wschodnich, a zdecydowana większość na wschód, gdzie w kilka tygodni później, w bitwie niemeńskiej doznała ostatecznej porażki. W październiku buta uległa rozsądkowi - najeźdźcy prosili o zawieszenie broni.
     18 marca Rosja Sowiecka podpisała z Rzeczpospolitą Polską układ pokojowy w Rydze, ustalając jej wschodnią granicę, którą dwa lata później - również na Zbruczu - Rada Ambasadorów uznała za ostateczną.
     W tym czasie Sejm Ustawodawczy przyjął, jako podwaliny ustroju Państwa, tzw. konstytucję marcową, lecz była ona karykaturą niewydolnego ustroju III republiki francuskiej. Konstytucja ta miała doprowadzić do kryzysu Państwa - przekładając władzę ustawodawczą nad wykonawczą, a interes partykularny i partyjny ponad powszechny. Smutnym, ale niestety konsekwentnym jej rezultatem było zabójstwo pierwszego Prezydenta RP, Gabriela Narutowicza, przez fanatycznego szaleńca i odsunięcie się od wszelkich funkcji państwowych Pierwszego Marszałka Polski.
     Dopiero w kilka lat później, 12 maja 1926 r., Marszałek - by ratować Państwo - zdecydował się na "wojskową demonstrację zbrojną", która przerodziła się w bolesny dlań przewrót majowy o znamionach zamachu stanu, w którym padły ofiary po obu stronach konfliktu. Po tych wydarzeniach w rozkazie swoim do Wojska pisał:
     "Znacie mnie. Stałem zawsze na czele jako Wasz wódz.(...) Bezwzględny dla siebie, stałem zawsze pośród Was(...) Znacie mnie i choć nie wszyscy kochać mnie potraficie, wszyscy musicie mnie szanować jako tego, który Was do wielkich zwycięstw prowadzić potrafił, a przy ogólnym zepsuciu i demoralizacji nie chciał i nie umiał korzyści własnej pilnować lub dochodzić (...) Niech Bóg, nad grzechami litościwy, nam odpuści i rękę karzącą odwróci, a my staniemy do naszej pracy, która ziemię naszą wzmacnia i odradza."
     Przesłanie przewrotu majowego było dla wszystkich jasne, jak i główne hasła: "Wydałem wojnę szujom, łajdakom i złodziejom, i w niej nie ulegnę!" "Dość panowania nad Polską partii i partyjek! (...) Interes ogółu musi być ponad wszystko."
     Dobrze zrozumiał to Sejm i Senat, które w niezmienionym składzie wybrały Go na Prezydenta RP. Lecz On, uznawszy akt za legalizację swych poczynań, wybór odrzucił. Wysunął kandydaturę prof. Ignacego Mościckiego, który został przyjęty tą samą, wielką ilością głosów. Udowodnił tym samy, że Jego głównym postulatem była sanacja moralna stosunków w Państwie, a także wzmocnienie władzy wykonawczej, by istotnie mogła rządzić, a Sejm "sądzić". Usankcjonowały to tzw. "nowele sierpniowe" 1926 r.
     Powołany przez Walerego Sławka Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, w którym Piłsudski pełnił niezmiennie tylko funkcję Ministra Spraw Wojskowych (a tylko incydentalnie premiera), stawiał sobie za cel zmianę ustawy zasadniczej na wzór amerykańskiego ustroju prezydenckiego, dostosowanego do warunków i tradycji polskich. Spełniło się to 23 kwietnia 1935 r., kiedy Sejm, Senat i prezydent RP przyjęli Konstytucję Kwietniową, ostatni akt urzędowy podpisany przez I Marszałka Polski.
     Od kilku lat trawiony nieuleczalną chorobą, zmarł w Belwederze 12 maja 1935 roku, o godzinie 20.45.
     W trakcie jego pochówku na Wawelu Prezydent RP, prof. I. Mościcki, powiedział o Nim: "Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek!"