I oto znikło drżenie rąk,
już czas na szczyt.
I opadł strach na samo dno,
w przepaści dym.
Nie ma powodu w miejscu tkwić,
jest przecież tak,
że można zdobyć każdy szczyt
i każdą dal. 

Wśród nieprzebytych szlaków swój
odnaleźć chcę,
z niepokonanych granic stu
ta za mną jest.
A śnieg imiona topi tych,
co tutaj śpią.
Przez tyle dróg nie przebiegł nikt,
a ja mam swą. 

Tutaj błękitnym lśnieniem lód
okrywa stok
i tajemnice czyichś stóp
w granicie tkwią.
W marzenia swoje sponad głów
spoglądam hen...
I święcie wierzę w czystość słów
i śniegu biel.

I nie zapomnę choćby już
przeminął wiek,
że wątpliwości wszystkie tu
przegnałem precz.
W ten dzień słyszałem wody głos:
„na zawsze bądź!”
A dzień... no, jaki to był dzień?
Hm, środa, co?

tłum. Paweł Orkisz 


żywo, na 2/4
przygrywka    / g / g / g / ^ g /
całość             //: D7 / D7 / g / g / c / Es / D7 / G7 /
                
/c / F / B / A7 / A 7 / c / D7 / ^ D7 ://