na zdjęciach: nasz koncert w Zaborku, w salI koncertowej (dawniej: kosciół)) - maj 2011
foto: Jerzy Klasa
Rzadko mam okazję grywać z Jakubem Kotynią z Lublina.
Jakub znakomitym gitarzystą jest.
Problemem Jakuba jest fakt, że jest to normalny, skromny chłopak, a nie żaden "odjechany" wariat, ani paranormalny pozer.
Jakub nie ma naleciałości gwiazdorskich, nie popisuje się w życiu, ale gra tak, że nieraz mi zapierało dech w piersiach.
Nic więc dziwnego, że kiedy otrzymałem propozycję zagrania 19 maja br. w Uroczysku "Zaborek" koło Janowa Podlaskiego, pomyślałem zaraz o Jakubie.
Udało się, bo miał ten wieczór akurat wolny. Zajęć mu nie brakuje, bo uczy w szkole, grywa w różnych składach, występuje również niekiedy z żoną, która pięknie śpiewa. No i mają obecnie niemowlaka.
Moi fani mogą go posłuchać tylko na jednym nagraniu, na płycie "Dno serca", z pieśniami Leonarda Cohena, zagrał w jedynym utworze: "Gdzieś na serca dnie", takimi błądzącymi, trochę nieprzytomnymi dźwiękami. Pięknie!
To była pierwsza moja radość.
* * *
Drugą był wspólny wyjazd z Jurkiem Klasą, który jest znakomitym kompanem, a na dodatek kiedy on właśnie jedzie ze mną, mam pewność, że nic nie uronimy z aury miejsca, do którego zmierzamy.
Więcej nawet: Jurek zrobi takie fotografie i filmy, że po przyjeździe długo jeszcze można się zachwycać.
Jeśli nie wierzycie, zajrzyjcie do Galerii "Zaborek 2011" - to i tak tylko niewielka część fotek, jakie upolował.
* * *
Była jeszcze radość najbardziej niesamowita: sluchanie koncertu... żab, na pomoście nad stawem w Zaborku.
Żaby postanowiły zagłuszyć słowika, który śpiewał w zagajniku, a że właśnie wschodził księżyc, spędziliśmy nad tym stawem chyba ze
3 godziny...
Jurek pstryknął te żaby następnego dnia; wcale się nie kryły ze swoją wielką miłoscią. Nocą miało się wrażenie, że jest ich kilka tysięcy, bo całe powietrze wibrowało, taki był hałas!
Kraków, 24 maja 2011
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009