Niedawno jeden z bywalców Kurantów powiedział mi komplement:
- Pawle, Twoje koncerty Kurantowe są dla mnie jak SPA... Tutaj odpoczywam, nabieram sił i ochoty do życia.
Dziękuję, Witku.
Bo to o to właśnie chodzi. Żebyście odpoczęli, żebyście odetchnęli szerzej, żeby Wam się pootwierały wszystkie pory i żeby odpadł brud, którym każdego dnia oblepia Was życie... Żebyście się poczuli jak nowonarodzeni, dla świata, dla piękna, dla zachwytu i dla spokoju. Żebyście uwierzyli.
Źle napisałem.
Powinienem był napisać "MY".
Bo to nie tylko o Was chodzi. Chodzi też o mnie.
O to, żebym ja odpoczął i nabrał sił. Nawet nie wiecie, ile dajecie mi siły i radości!!!
A Wam, to niby kto podziękuje?
Ot, choćby w tę sobotę, w Solcu, w hotelu "Malinowy Zdrój".
Wyszedłem do Was sam, z gitarą i powolutku zacząłem kruszyć lód. Powoli, ostrożnie, piosenka po piosence odprężaliście się, uśmiechali szerzej, śpiewali śmielej (choć to taki typ widza, którego trudno ośmielić do wyjścia przed szereg).
Powiedziałem Wam nawet w którymś momencie: - nie wiecie, jak ładnie się uśmiechacie...
Pomyśleliście pewnie: czaruje! Nieprawda, byliście naprawd ładni. Nooo, może trochę czaruję, ale naprawdę zaczęło mi to w którymś momencie smakować. Zacząłem się doskonale bawić, grając dla Was, grając na Was, na Waszych uczuciach. A Wy prosiliście o coraz to nowe pieśni. Więc może to Wy graliście na mnie?
Ładni byli nawet ci Anglicy, którzy pewnie nie rozumieli ni w ząb, ale siedzieli do końca!
A najpiękniejszy był Pan Jacek SW, człowiek
z pierwszych stron gazet, w szlafroku i w kapciach, który - choć siedział na fotelu barowym - stanął nagle jak wryty i nie mógł się od tych ballad ani na moment oderwać!
* * *
W czwartek w Kurantach i w piątek w Rzeszowie znowu spotkam się z Wami i spróbuję z Wami dotknąć piękna, ot, choćby takich wierszy jak ten, Bułata Okudżawy, pt. "Wasza Wysokość Kobieto":
Ciemnością, ciszą – jak biedą –
Osnute wszystko w tym domu…
Wasza Wysokość Kobieto,
Czy Pani naprawdę – do mnie?
Żarówki pełga tu oko,
Kroplami mur spływa nagi…
Kobieto, Wasza Wysokość,
Skąd w Pani tyle odwagi?
To przyjście Pani – jak pożar.
Zapiera dech, huczy wokół…
Lecz proszę do środka, proszę.
Nie warto tak stać na progu.
Więc do mnie – naprawdę, miła?!
Ach, co też mi się znów plecie…
Wiem – Pani drzwi pomyliła,
Ulicę, miasto, stulecie.
Kraków, 27 lutego 2011
Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009