2013 lublin1
Z trzema wirtuozami gitary w Lublinie, klub Hades Szeroka

Zagraliśmy już dwa pierwsze koncerty z cyklu "Rejs Kraków - Lublin". Chyba jest super, skoro ludzie do nas listy piszą:

1.
Panie  Pawle,|
dziękujemy za piękny koncert w Rzeszowie, w wykonaniu czterech wirtuozów gitary oraz KONTABASISTY. Państwa muzyka szumiała jak morze oraz tliła się momentami jak nikły ogień, aby znów niespodziewanie zabrzmieć pełną mocą; słowa ballad skłaniały ku refleksji i zadumie, a Pan "Człowiek Orkiestra" /Piotr/  na swojej "piszczałce" wygrywał swoją duszę.
(...) Pozdrawiamy serdecznie
Dorota i Tomasz Dziedziak

2. List dostałem także po naszym żeglarskim, "wirtuozerskim" koncercie w Lublinie:
(…) Po Pańskim koncercie wróciłem do domu około godziny 15.00 następnego dnia. Nocowałem u przyjaciół, wcześniej jeszcze doprawiliśmy się piwem. Wyszliśmy rano – oni do pracy, a ja przed siebie. Zlecenia mogły poczekać, więc przez pół dnia szwendałem się po Starym Mieście, a potem pieszo wróciłem do domu – całkiem spory kawałek. Wszystko dlatego, że Pański koncert zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie – to był niezwykły wieczór, który okazał się katalizatorem. Od dłuższego już czasu podejrzewałem, że w dotychczasowym zawodzie się wypaliłem. Ten koncert pozwolił mi podjąć decyzję, że wrócę do pisania (a właściwie zacznę, bo nie napisałem nic od kilku lat, ponadto było to co najwyżej dobre amatorskie pisanie, a mam zamiar osiągnąć poziom profesjonalny). Piszę Panu o tym wszystkim nie dlatego, żebym czegokolwiek oczekiwał. Po prostu spotkaliśmy się we właściwym czasie i właściwym miejscu, a Pan – jak wspominałem – stał się katalizatorem zmiany. Myślę, że jako artysta chciałbym kiedyś coś takiego przeczytać o sobie, stąd ten osobisty wątek.
Wczoraj wieczorem napisałem „drobiażdżek” na temat czwartkowego wieczoru. Krótkie to, niedopracowane, ot tak taka wprawka po kilku latach, żeby w ogóle coś zacząć robić, bo rdza na piórze straszna. Ale mam nadzieję, że przeczyta Pan z uśmiechem.

Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Gajowiak

29 września 2013

2013 lublin2

Oto ten tekst:
UWODZICIEL NA GARNUSZKU?

Panie i Panowie! Paweł Orkisz – urodzony estradowy uwodziciel. Wygląda jak Krzysztof Globisz w Aniele z Krakowa (Właśnie, właśnie, czyżby jakiś krakowski sznyt? No bo nie przypadek przecież!) – ubrany na biało, sylwetka kogoś, komu powodzi się dobrze i kto nie zamierza tego ukrywać, usta smakosza. Kiedy śpiewa wysoko, brzmi zupełnie jak Kondrak (a przecież jesteśmy w Lublinie, wszystko się zgadza), a gdy wykonuje szanty, sala płynie w rytm kolejnych kawałków wraz z nim. Czasami z fantazją przebija się przez sztorm, a innym razem cieszy się spokojem całkowitej flauty. Potrafi dobrać muzyków, którzy podkreślają jego doskonały warsztat. Potrafi huknąć i potrafi ukoić. Potrafi świntuszyć i potrafi romantycznie.

Czy to wszystko wystarczy, żeby go nazwać uwodzicielem? No przecież absolutnie nie, bądźmy poważni. To w ogóle nie ma żadnego znaczenia. A co ma? Kontakt z publicznością, naturalny. Widać, że artysta po prostu lubi ludzi oraz ich towarzystwo. No i lubi życie. A co tam lubi – uwielbia. I nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z wzajemnością. Usta smakosza, sylwetka pełna owali – tak, tak, wszystko układa się w logiczną całość. No i ten uśmiech. Najłatwiej byłoby napisać, że ujmujący, ale to wytrych tak ogólny, że nie pozwoli otworzyć żadnych już właściwie drzwi. Lepsze będzie porównanie. Orkisz ma łobuzerski uśmiech urwisa, który przeprowadził staruszkę na drugą stronę ulicy i którego bawi, że wszyscy zachodzą w głowę, dlaczego to zrobił. A odpowiedź jest prosta – bo artysta życie i ludzi… No właśnie.

To jest właśnie ten czar uwodziciela – publiczność chce być przez Orkisza uwodzona, nawet jeśli – w przypadku męskiej jej części – nadmierna zbieżność płci nie pozwala snuć jakichś poważniejszych planów na wspólny domek z ogródkiem. Słuchacz wierzy, że w towarzystwie barda wszystko jest łatwiejsze, kłopoty można utopić w beczce rumu i nie ma w tym nic złego. Artysta tę pewność daje, bez trudu przekonuje, że jedyny właściwy sposób na życie to przygoda, śpiew, beztroskie mordobicia i oczywiście hiszpańskie dziewczyny, no bo jakież by inne?

Politycy mogą się tylko (?) modlić o to, żeby Paweł Orkisz pozostał przy dotychczasowym modelu swojej pieśniarskiej kariery i nadal koncertował w kameralnych salach (jak ostatnio w Kawiarni Artystycznej Hades – Szeroka), bo gdyby przeniósł się na stadiony… Nie trzeba bujnej wyobraźni, naprawdę nie trzeba. Watahy zdeterminowanych, aby spróbować marynarskiego życia, księgowych… Szwadrony merchandiserów, którzy właśnie zrozumieli, że poza półkami Tesco istnieje inny lepszy świat – w tym świecie hiszpańskie dziewczyny całują namiętnie na dzień dobry, w południe i na dobranoc (właściwie to całują bez przerwy – a przecież niewykluczone, że pozwalają także na coś więcej)… Hordy rozwścieczonych przedstawicieli handlowych, do których właśnie dotarło, że w przemierzaniu Polski wzdłuż i wszerz rozklekotaną Pandą, aby opchnąć parę skrzynek soku owocowego, nie ma absolutnie nic romantycznego, ale gdyby statkiem, gdyby korzenie, gdyby jakiś abordaż…

Dlaczego w takim razie Paweł Orkisz nie śpiewa na stadionach? Teorie są dwie. Pierwsza – bo artysta lubi ludzi i wie, że dla wszystkich miejsca na pokładzie nie starczy. Nie chce więc mamić tym, co niedostępne. To wersja dla idealistów. No i druga, wcale nie gorsza. Służby specjalne wiedzą, czym grozi wpuszczenie Orkisza na stadiony, a nie chcą przecież dopuścić do destabilizacji, rewolucji, powstania czy – pozostając przy terminologii marynistycznej – buntu. No więc co? Państwo płaci bardowi za to, żeby grał tylko dla grupki wybrańców. Płaci sowicie, ale to i tak tylko promil promila strat, które by powstały, gdyby nagle wszyscy wyruszyli nad morze. Na wygodne życie jednak wystarczy. Potężna sylwetka, usta smakosza. Czy tak wygląda artysta w czasie kryzysu? No nie wiem, naprawdę nie wiem.
Krzysztof Gajowiak

* * *
Panie Krzysztofie,

po przeczytaniu tej Pańskiej relacji, czy też drobiażdżku, jak Pan to określił, trząsłem się ze śmiechu przez kilka minut.
Bo zgadzam się ze wszystkimi Pańskimi spostrzeżeniami, z jednym tylko małym wyjątkiem: nie jestem "urodzonym uwodzicielem", tylko "wykoncypowanym". Ja to sobie po prostu tak wymyśliłem i realizuję, z mniejszą lub większą konsekwencją.Ja Pana nie tylko proszę, ja Pana wręcz zobowiązuję: proszę zacząć pisać!!!  Ma Pan dar obserwacji, trafnej puenty, ma Pan wyobraźnię i lekkość. Czego więcej potrzeba, żeby zacząć pisać?
Ja pierwszy zapisuję się na kupno Pańskiej pierwszej książki w ilości min. 10 egz.
Obdaruję nią przyjaciół.

2013 lublin3 

Paweł Orkisz
Kraków, 30 września 2013
foto:  Dariusz Magdziarz

Poprzednio pisałem:
rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009