z Pawłem Orkiszem, dyrektorem artystycznym festiwalu „Ballads of Europe” rozmawia Elżbieta Cegła 

Lubisz ballady?
- Oczywiście, to prawie połowa mojego życia.  

To dlatego sam je komponujesz i śpiewasz?
Pisać ballady zacząłem na pewno z miłości do nich. Żeby jednak uznać coś za sens swojego zawodowego życia, potrzebne są jeszcze jakieś perspektywy… Ja uznałem, że w ten sposób wypowiem się najpełniej, że właśnie w ten sposób pozostawię po sobie coś najbardziej wartościowego.  

Czy w dobie rockowo-rapowego zgiełku ten gatunek piosenki aby nie trąci myszką?
Ballady nigdy nie były w głównym nurcie rozrywki, ale teraz w pewnych kręgach jednak stają się wręcz modne!
Śpiewanie ballad jest jak opowiadanie, opisywanie jakichś światów. Każda ballada to w zasadzie taka minihistoria, mikrokosmos. W czasach Internetu i wirtualnych rzeczywistości ludzie nadal ze sobą rozmawiają i chcą siebie słuchać. Bo każdy z nas ma własną opowieść. Chodzi tylko o to, żeby ją ciekawie opowiedzieć. A tu wymagania i gusty się zmieniają. Ale forma nigdy nie była sednem ballady, tylko treść.

Ballada jest cicha i spokojna, nie hałaśliwa, nie nerwowa, nie prowokacyjna. Mówię spokojnie i łagodnie to, co mam do powiedzenia. Słuchają mnie ci, którzy chcą. To jest super, albo cool, zawsze na czasie.
Większość młodzieży naturalnie dąży do bardziej ekspresyjnych, emocjonalnych form muzycznych. To jasne. Są gatunki, które lepiej służą innym celom: żeby się wyszaleć, wybawić…  - jest rock, rap, hip-hop, punk.
Muszą być.

Ballada jest jednak wieczna. Przecież nawet koncerty rockowe, bluesowe, heavy-metalowe… przetykane są balladami. Dla innych to przerywnik, dla mnie danie główne, zatem różnimy się tylko przesunięciem akcentów. 

Ballada to niezwykle uniwersalny utwór, do śpiewania przy ognisku, na wycieczce, ale żeby od razu organizować festiwal? I to jeszcze o międzynarodowym charakterze?
Jesteśmy w tej Europie, czy nie? Jeśli jesteśmy, to bądźmy, na całość. Poznajmy opowieści innych ludzi, te które oni sobie nawzajem opowiadają przy różnych okazjach. Poznawanie marzeñ i opowieści innych ludzi to też jakaś droga do własnego ubogacenia. Ballada jako forma literacka spopularyzowana została właśnie w Europie. Trubadurzy, truwerzy, rybałci, śpiewacy dworscy… Średniowiecze i renesans. A wtedy Polska była jednym z większych, potężniejszych krajów. No to, za przeproszeniem, kto nam w Europie zabroni popularyzować jedną z piękniejszych tradycji europejskich?
Ale tutaj – jak we wszystkim - ważny jest sposób organizacji, rozmach, pieniądze, no i przezorność.

A dlaczego akurat w Niepołomicach?
A gdzie odpoczywali kolejni Jagiellonowie? Gdzie zjeżdżał dwór krakowski na lato? Dziś Niepołomice to niewielkie i mądrze zarządzane miasteczko, gospodarne, dość zamożne. Jest tu znakomicie odrestaurowany zamek królewski, którego dziedziniec idealnie nadaje się na takie koncerty.
Publiczność i tak w przeważającej mierze jest krakowska. Co to znaczy dla krakowian jest te 30 km? W sam raz, żeby się trochę ruszyć z domu latem, w spokojny wieczór i odetchnąć świeżym, czystym powietrzem, bo tuż obok puszcza.
A w Krakowie? Na Rynku duchota i tłumy, na Kazimierzu specyficzny klimat, a Wawelu szkoda.
No to mieszczuchy zostają i się kiszą, a elity wyjeżdżają do Niepołomic!

Każdy festiwal miał własny motyw przewodni: songi Boba Dylana, pieśni Leonarda Cohena, Włodzimierza Wysockiego... Czym zaskoczysz w tym roku?
W tegorocznym programie wszystko co w balladzie najpiękniejsze. Co może być bardziej chwytliwego i ciekawego w piosence, niż ballady angielskie i francuskie?
Ballady angielskie od Szekspira i Henryka VIII, poprzez Beatlesów, Cata Stevensa, Phila Collinsa, Stinga, po współczesnych, no i nasz gość, Pete Morton. Solidni wykonawcy polscy i Staszek Soyka, jako gwiazda. Wystarczy?W piosence francuskiej utwory Brela, Brassensa, Gainsburga i in. (w tłumaczeniach niedawno zmarłego Jerzego Menela), a na deser Joanna Rawik, w repertuarze Edith Piaf. Wśród wykonawców Piotr Bakal – dyrektor słynnej warszawskiej OPPY, i Tolek Muracki – znany już naszej publiczności, w otoczeniu znakomitych pieśniarzy i muzyków ze stolicy.
Ale ja najbardziej cieszę się na dwa inne koncerty.
W koncercie „Poetessy” ciekawe będzie porównanie kim są obecnie i jak śpiewają Elżbieta Adamiak, Anna Treter, jak na ich tle prezentuje się Basia Stępniak-Wilk i z czego startują dziś młode dziewczyny, które marzą o ich karierze.W Koncercie Galowym usłyszymy znanych i lubianych: Czerwony Tulipan i Roberta Kasprzyckiego, plus recital Jana Jakuba Należytego. Ale ja jestem niezwykle ciekaw – i to może być ta niespodzianka, o którą pytasz – występu Andrzeja Koryckiego i Dominikę Żukowskiej. Ten duet jest doskonale znany i kochany w kręgach szantowo-żeglarskich. Postanowiłem ich zaprosić na estradę balladową, niejako poza ich głównym nurtem. Wydaje mi się, że właśnie Andrzej swoją pastelową grą na gitarze i męską barwą głosu najbardziej przypomina… Seweryna Krajewskiego w jego balladowym wydaniu. A nawet jest od niego lepszy, bo cieplejszy, pogodniejszy, no i … tañszy (śmiech!).
Pytanie o niespodzianki, to pytanie o rok przyszły. Oj, będzie się działo, ale nie chcę zapeszyć. Marzę o zorganizowaniu koncertu ballad… niemieckich! Wyobrażacie sobie? Słyszeliście o czymś takim? A naprawdę mają tam kilku znakomitych pieśniarzy: Wecker, Mey, Wader… Marzy mi się w jednym koncercie Konstantin Wecker i Grzegorz Turnau.
Ciekaw jestem też występu „Loch Camelot” w polskich pieśniach kresowych i imprez towarzyszących… 

Na festiwalu występują wykonawcy nie zawsze związani z balladowym nurtem. Czy w ogóle łatwo zaprosić artystów do Niepołomic?
Najpierw co do zasady: wszystko jest balladą. Wszystko jest opowieścią, oprócz pustki  i głupoty. Weźmy choćby takie piosenki jak „Konik na biegunach”, czy „Nie płacz Ewka”. Może to i nie ballady, ale przecież ciekawe historie. W pierwszej jest opowieść o szczęśliwym dzieciñstwie, do którego chce się wracać, w drugiej pełna ironii i drwiny z karierowiczów opowieść o samotności. Zależy jak to się śpiewa…
Z zapraszaniem artystów nie mamy problemów. Jak nas na kogoś nie stać, to też nie ma problemu. Po prostu nie wystąpi. 

Festiwal ma już wierną publiczność, kilkugodzinne balladowanie przez trzy wieczory to z pewnością niezapomniane przeżycie...
Nasza publiczność to ludzie wyjątkowi. Obserwuję i rozmawiam z nimi po koncertach. Dla mnie to przecież ważne, żeby wiedzieć co należy zmienić, co poprawić, czego zabrakło.
Uwierz, lub nie… w ubiegłym roku wszyscy byli uśmiechnięci, wyluzowani, szczęśliwi. Mówili: my tu musimy być za rok, tutaj czujemy się jak w domu, jakby to było nasze środowisko, nasze miejsce na ziemi.

Tłumaczysz i wykonujesz pieśni Cohena, Okudżawy, Wysockiego... Kto jest Twoim balladowym królem, idolem, niedoścignionym autorem i wykonawcą?
To dziwne pytanie, jak do człowieka po 50-tce, z niemałym własnym dorobkiem. Nie mam już takiego jedynego, niepowtarzalnego mistrza. Ja już mistrza nie potrzebuję. Chcę jak najpiękniej, najstaranniej przekazać to, co ja myślę o świecie i o miłości.
Kiedyś moimi mistrzami byli Okudżawa, Bellon, Cohen, Wysocki, Osiecka. Ostatnio zachwycałem się Jerzym Porębskim.
Tak naprawdę miłośnicy ballad zawsze byli zbieraczami pereł i perełek, pięknych i ulotnych, muzycznych i poetyckich miniatur. Ich autorami często są ludzie szerzej nieznani. No i co z tego? Gdy mnie, nam, z tymi balladowymi perłami łatwiej się żyje?
(ec)