2010.niemiecki.bazgrolydeszczowe
Dostałem niedawno list od pewnej Pani, która - nie wiedzieć dlaczego - uznała za stosowne podzielić się ze mną swoimi wątpliwościami na wiele tematów. Zbyt wiele, zbyt trudnych.
Oto fragment:

(…) sama przed sobą musiałam przyznać, że nie mam prawa za katolika się uważać. … Zrozumiałam, że dla mnie liczy się przede wszystkim życie w zgodzie z przykazaniem miłości i czynienie dobra, a nie to, czy np. w konsekrowanej Hostii widzę żywego i realnego Chrystusa. Bo... nie widzę. Paru innych rzeczy też nie widzę w sposób, jaki wyobrazili to sobie filozofowie, teolodzy i doktorzy Kościoła. (…)

Nie lubię dostawać takich listów, nie chcę takich listów. Ale o tym potem.

Co mam odpisać? Czy mam prawo w ogóle zabierać głos w sprawie Hostii?
Spróbuję, swoim językiem.
Otóż, ja też nie widzę w konsekrowanej Hostii żywego i realnego Chrystusa! Przecież to oczywiste, że nikt nie widzi. Gdyby widział, to miałby chyba omamy! Widzenie jest kwestia okulisty. W konsekrowanej Hostii widzę chleb, opłatek. Jak każdy normalny zdrowy człowiek.

Ale… Słyszę to samo, co przed wiekami Chrystus powiedział do zdumionych swoich uczniów, którzy też tylko chleb widzieli (!), że to jest Jego ciało. – Bierzcie i jedzcie z Tego wszyscy...
Jestem tak samo zadziwiony jak oni! Tak samo jak oni niewiele z tego rozumiem, ale słucham
i staram się pojąć jak najwięcej z tego, co do mnie dociera.
A do mnie akurat dociera, że Syn Boży, który jest Słowem Boga, a Bóg jest Miłością, pokazuje mi chleb i mówi do mnie, że to jest Jego Ciało, którym ja – Paweł O. – mam się częstować, mam się żywić.

Dociera do mnie, że mam się na co dzień żywić Miłością, że ciałem Miłości jest chleb, a ja także powinienem kochać i mam być jak chleb dla innych ludzi.
Dociera więc do mnie, że Bóg jest raczej podobny do chleba-miłości niż do starca z siwą brodą, z jakiegoś obrazu, choćby i cudownego.

Słyszę jeszcze, że to Ciało będzie za nas wydane na śmierć. Dociera więc do mnie, że miłość jest poniewierana, że tak było, będzie i jest!
Patrzę więc – ja, Paweł Orkisz - na Hostię i widzę chleb. Ale czuję i słyszę Ewangelię Miłości.
Nic nie rozumiem umysłem, niczego nie umiałbym nikomu wytłumaczyć, ani udowodnić, ale sercem jestem blisko Boga, rozumiem, co do mnie mówi i chcę mu służyć. Chcę być jak chleb, nawet jeśli mnie upokorzą i podepczą.
Chyba nie o zmysł wzroku tu chodzi.

Tyle mam do powiedzenia w temacie Hostii.
* * *
Ale ten list…Nie lubię dostawać takich listów, nie chcę takich listów.
Nie jestem niczyim powiernikiem. Nie mam do tego ani prawa, ani głowy, ani kwalifikacji, nie mam studiów, ani doswiadczenia psychologicznego Niekiedy czuję się zażenowany, nie chcę znać takich szczegółów z Waszego życia!

Cóż mogę Wam poradzić? Czy nie lepiej byłoby znaleźć mądrego księdza jako spowiednika, albo powiernika?
Na wiele pytań nie ma odpowiedzi, zwłaszcza odpowiedzi niezwiązanych z życiem pytającego, odpowiedzi uniwersalnych. Żeby komuś coś sensownego poradzić, trzeba swoją wiedzę przełożyć na język możliwości, wrażliwość i doświadczenie osoby pytającej.

Czy nie lepiej porozmawiać z jednym ze swoich przyjaciół, zamiast pisać do osoby obcej?
Wiem, wiem, słyszycie mój głos, który do Was dociera głębiej niż inne, może porusza jakieś cienkie struny osobistej wrażliwości… Zdaje się Wam, że mnie znacie od dawna. Ale to nieprawda. Nie znacie mnie.

Niekiedy ranią mnie Wasze narzucające się gwałtownie wyznania, zarzuty, żądania, oczekiwania. Ja jestem w stosunku do ludzi raczej nieufny. Jestem samotnikiem, wrażliwcem, zawsze byłem i chcę takim pozostać.

Mam swoje pieśni, swoje ścieżki, swoje metafory.
Mam swoje rytuały i sposoby dzielenia się sercem z ludźmi. Jestem nawet dość otwarty, ale lubię sam wyznaczać granice, poza którymi już zaczyna się moja prywatność.

A najgorsze, że na wiele Waszych pytań
po prostu, nie znam odpowiedzi.
Kraków, 3 grudnia 2010

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009