2010.motyl01Otrzymałem właśnie od pewnego młodego człowieka poniższy list, który mnie zachwycił, podobnie jak również dzisiaj otrzymana fotografia Jerzego Klasy.
Pomyślałem, że najpiękniejszą formą podziękowania Nadawcy listu będzie jego publikacja.

<środa, 1 września 2010>
Szanowny Panie,
Pozwalam sobie na tego być może nieco zuchwałego maila. Przeczytałem notkę „Smutno mi…” na Pańskiej stronie kilka dni temu i wtedy pomyślałem, że napiszę kilka słów. Później jeszcze ze dwa razy zasiadałem, by to uczynić, lecz dopiero dziś się zdecydowałem. Nie chciałem się narzucać, ma Pan ważniejsze i lepsze zajęcia niż czytanie moich rozważań. W końcu jednak uznałem, że muszę odpowiedzieć, bo nie daje mi to spokoju (…)

Ma Pan, oczywiście, rację, żyjemy w czasach kultury „po wierzchu”; czasem o tym zapominam, ale przypomniał mi Pan.

Mam 22 lata, czasem jestem zapraszany na różnego typu imprezy w krakowskich lokalach i przyznam że, chyba z przyczyn estetycznych, muszę często odmawiać. Okropny jest widok „egzemplarzy”, które produkuje współczesna „kultura”. Indywidualność ginie, wszyscy są tacy sami, kierują się jakimiś stadnymi popędami. Wypadałoby wyjść z lampą i rzec stare hominem quaero. <przyp. PO: za Diogenesem z Synopy: szukam człowieka >

Mamy obchody porozumień sierpniowych, zgodnie z tym, co Pan przewidział, zaprosili całą plejadę "gwiazd", które o Solidarności wiedzą tyle, co 90% moich znajomych, tzn. coś im dzwoni w głowie, gdy słyszą "Solidarność", ale to puste echo. Sam nie chcę uzurpować sobie prawa do ocen i powiedziałby pewnie ktoś, że zadzieram nosa, nie żyłem w tamtych czasach, nie mam o tym pojęcia itd. Jednak to, co działo się wczoraj podczas obchodów i dokoła nich, zasmuca mnie, ale z nikim o tym nie rozmawiam, bo nikogo to nie interesuje, wszak żyjemy w czasach kultury „po wierzchu”. To wszystko bardzo smutne (…).

Z Pana twórczością spotkałem się przeszło rok temu, przyprowadził mnie do Pana Bułat Okudżawa, którego słucham od kilku lat i na razie muszę się podpierać tłumaczeniami. Niestety, nie znam rosyjskiego, ale w przyszłym roku zaczynam studia na filologii rosyjskiej i mam nadzieję, że za jakiś czas będę mógł słuchać Okudżawy ze zrozumieniem. Byłem na jednym Pana koncercie w Kurantach, podszedłem wówczas, dostałem Pański podpis na tomiku z wierszami Okudżawy. Może Pan tego epizodu nie pamiętać. Koncert był przepiękny, szybko musiałem podzielić się wrażeniami z moim przyjacielem, którego krąg zainteresowań jest bardzo podobny, a w zasadzie taki sam. On również słucha Pańskich płyt i czasem, gdy uda się spotkać, podśpiewujemy razem Okudżawę czy Wysockiego.

Gdy myślę o ubiegłorocznych wakacjach, to pierwszym skojarzeniem jest płyta "Nie zamykajcie proszę drzwi", której, obok utworów Kaczmarskiego, Gintrowskiego, Czyżykiewicza, Bończyka, Wertyńskiego, Okudżawy, Wysockiego…, słuchałem codziennie.

Pamiętam jak wspomniany przyjaciel nagrał mi płytę z utworami Okudżawy, byliśmy bodajże w II liceum i ja nawet nie wiedziałem, kim był Okudżawa, ale od razu wywarł na mnie jakieś magiczne wrażenie. Słuchałem pewnego dnia tej płyty i moja Mama zamarła nad stolnicą z pierogami. Zapytała: „czego Ty słuchasz, synu?”. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a z jej oczu za chwilę popłynęły łzy i śmiała się. Mówiła, że tyle tego słuchała na studiach, w akademiku, znała te utwory, zaczęła śpiewać, a ja od tego momentu częściej chciałem słuchać opowieści o tych czasach trudnych, ale też pięknych - czasach „Solidarności” mojej Mamy i Pana.

Jeden z moich profesorów na polonistyce podczas zajęć z dwudziestolecia międzywojennego przypomniał nam... „Czerwonego Kapturka”, bajkę, którą znają 5-latki całej Europy. Pytał nas: - Czemu Kapturek zboczył z głównej drogi? - Zrobił to, bo chciał narwać kwiatów dla babci. Profesor przekonywał nas – co do większości nie miało chyba szans dotrzeć – że my, zajmując się literaturą, także zbaczamy z głównej drogi i wąchamy, zrywamy kwiatki. Cel szczytny, skutki różnorakie. Pointa? 

Jak głupio to nie zabrzmi: Pan też „wącha i zrywa kwiaty”! Niech Pan to robi, choćby zainteresowanie balladą było małe i ciągle malało. Mnie piosenka autorska w dużej mierze ukształtowała jako człowieka i wciąż kształtuje. Poezji śpiewanej słucha moja dziewczyna, a także mój najbliższy przyjaciel. 

Zbigniew Herbert w liście do studentów PWST pisał kiedyś: "Jesteśmy dość osobliwą, małą, skłóconą gromadką, bez której prześwietna ludzkość może się doskonale obejść. Jesteśmy beznadziejną mniejszością i, co gorsze, uzurpujemy sobie prawo do wzniecania niepokoju. Chcemy zmusić naszych bliźnich do refleksji nad ludzkim losem, do trudnej miłości jaką winni jesteśmy sprawom wielkim, także pogardy dla tych wszystkich, którzy z uporem godnym lepszej sprawy starają się człowieka pomniejszyć i odebrać mu godność. Czeka Was życie wspaniałe, okrutne i bezlitosne. Bądźcie w każdej chwili, w każdym wypowiedzianym ze sceny słowie po stronie wartości, za pięknym rzemiosłem, przeciw tandecie, za nieustającym wysiłkiem woli i umysłu, przeciw łatwej manierze, za prawdą, przeciw obłudzie, kłamstwu i przemocy. I nie bądźcie na litość Boską nowocześni. Bądźcie rzetelni. Hodujcie w sobie odwagę i skromność. Niech Wam towarzyszy wiara w nieosiągalną doskonałość i nie opuszcza niepokój i wieczna udręka, które mówią, że to co osiągnęliśmy dzisiaj to stanowczo za mało. Życzę Wam trudnego życia, tylko takie godne jest artysty. Dla Was dobre myśli, pozdrowienia i słowa nadziei..."

Często wracam do tego listu, w trudnych chwilach jego zdania dźwięczą mi w głowie. 

Proszę, by mimo ogarniającego Pana czasem smutku robił Pan swoje. To jest potrzebne. Myślę, że gdyby miało to znaczenie tylko dla jednej osoby - byłoby warto. Nie „zawrócimy kijem Wisły”, a kultura wygląda niestety tak, jak wygląda. Ballady, które Pańskie pokolenie śpiewało, znało, Wasi bardowie, ulegają naturalnemu wpływowi czasu. Jest grupka „wariatów”, jak ja, czy garstka moich przyjaciół, którzy będą chodzić i pod nosem podśpiewywać: "Zapatrzyłem się na życie, życie takie cudne,
                       w środku nocy, bladym świtem, rano i w południe
"
albo
"Dane nam do inności prawo,

 
Rimbaud - Aniele Stróżu mój" <słowa Jonasz Kofta, śpiewa Edyta Geppert>

Niech pochwalone będą nasze wątpliwości i smutki.

Pozdrawiam Pana serdecznie w tę deszczową pogodę, gdy można i trzeba usiąść i patrzeć przez okno, próbując tłumaczyć sobie wszystko raz jeszcze, od nowa.

Z wyrazami szacunku i uznania

Marcin P.
PS. Zapomniałem dopisać: Bardzo Panu Dziękuję.


 
2010.slimak nagalazce

Drogi Panie Marcinie,
Wiem, że są tacy młodzi ludzie jak Ty, którzy słuchają tekstów pieśni, "wąchają kwiaty", szukają pereł balladowych.

Zastanawiam się tylko, czy będzie ich z każdym rokiem mniej, czy może kiedyś wszystko wróci do normy i jednak jakaś ELITA się ukształtuje.
Na razie mam wrażenie, żeśmy się wszyscy zachłysnęli wejściem do UE i nowymi możliwościami techno-ogicznymi, spod których rzeczywiście coraz mniej widać człowieka!

  

Kraków, 1 września 2010

Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009