image002

1. Z listu do mnie:
"Płyta “Ballady kolędowe” trafiła do mnie przypadkiem, na jednej ze stacji benzynowych; w okresie przedświątecznym rozdawano ją w postaci prezentu dla klientów. Jednak od tego czasu stała się dla mnie jedną z niewielu BARDZO ulubionych płyt, które w okresie wczesno przedświątecznym eksploatuję ponad wszelką miarę.

Niestety, w roku ubiegłym albo przywłaszczył ją sobie ktoś, komu równie mocno wpadła w ucho, albo diabeł przykrył ją ogonem – efekt tego taki, że mimo przetrząśnięcia mieszkania, nie mogę jej znaleźć.
Dlatego niezmiernie ucieszyła mnie wieść, że można ją kupić. Może i dobrze się stało, bo wersja, którą miałam, była chyba okrojona. Dlatego skoro świt piszę tego maila, w nadziei, że uda mi się dokonać zakupu “Ballad kolędowych” i przesyłka dotrze do mnie jeszcze przed świętami, bo cóż to za święta by były bez - zupełnie odmiennych od wszechobecnych w radio i tv piosenek światecznych - skomponowanych przez Pana ballad.

Gdyby jeszcze na płycie znalazł się Pana autograf, szczęście byłoby pełne!
Pozdrawiam już świątecznie
A.O."
-
Co roku otrzymuję takie listy, w ilościach skromnych, ale słusznych, żeby mi się w głowie nie przewróciło. Ale przecież już jedno takie wyznanie wystarcza, żeby sercu chciało się śpiewać ...

2. Wróciłem z dalekich wojaży: Poznań, Lublin, Koszalin. Każda impreza inna, każda piękna, na inny sposób.
lublin sanea2015
Najtrudniej chyba było w Poznaniu, podczas jednej z konferencji dla srodowiska lekarzy-pulmonologów. Oni - po całym dniu słuchania i wytężonej uwagi, a my przed ogromną salą (na ok. 800 osób) ludzi niekoniecznie czekających na taką muzykę. Kiedy zobaczyłem łzy w jednych, czy drugich oczach, zrozumiałem, że śpiewam dla wyjątkowych ludzi. Których trudno byłoby mi spotkać na jakimkolwiek koncercie. Pomogło mi dobre nagłośnienie i znakomite światła, ale i tak najważniejszy jest przecież przekaz, a ten był we mnie. Wiedziałem, że śpiewam dla ludzi, którzy "gdzieś na serca dnie" noszą czasem "bryłę lodu we mgle"... Nie może być inaczej, gdy codziennie obcują z cierpieniem. Próbowałem ich ogrzać. Może się udało?
W Lublinie (na zdjęciu) było bardziej rodzinnie, w Koszalinie wręcz klubowo! Dziękuję Wam za możliwość spędzenia z Wami chociaż krótkiego czasu.

3. Bardzo niewielu z Was udało mi się namówić w tym roku na odwiedzenie barki Aquarius, a szkoda. Od stycznia barka idzie do remontu i okazja Was ominie.
Aquarius nocą MS
Śpiewam na Aquariusie w grudniowe wtorki i środy (czyli jeszcze 15-16, 22-23 i 29-30, w godz 18.00-21.00). Może powinienem powiedzieć raczej: muzykujemy sobie, razem z Jarkiem Miszczykiem, ot tak, bardziej dla siebie.

Trochę żałujcie, że Was tam nie było. Dwa, trzy stoliki na sali, a my gramy...
Delikatnie, leciutko, żeby motyla smutku nie strącić z sufitu, żeby nikomu nie zakłócić zamyślenia, nie przerwać rozmowy.
Niewielka frekwencja ma znakomite zalety dla nas samych: odpoczynek, luz, cisza, spokój.
Nie wiem jak to napisać, ale to jest zupełnie coś innego niż koncerty. Nawet Kurantowe.
Po prostu muzyka i my.
Kąpiel w nastroju, zanurzenie w balladzie.
Muzyka gwiazd, poetyckie i dźwiękowe planetarium.

z JM na Aquariusie 2015Za oknem Wisła, Wawel, płynie tysiące kropel i ludzkich myśli.
Setki tysięcy lat szepczą nam do ucha i opowiadają krakowskie historie.
O miłości, o przemijaniu, o ludziach i o Gigantach.

Woda pisze swoje wiersze i szepcze mi je do ucha, ja mruczę je Wawelowi, jakbym był mieszkającym pod nim Golemem.
Szczupłe palce Miszczyka błądzą wśród gwiazd na klawiaturze...

Paweł Orkisz

Kraków, 15.12.15
foto: Marek Sendek,
archiwum Sanea


Poprzedni artykuł
rok 2015, rok 2014,
rok 2013, rok 2012,  
rok 2011, rok 2010,
rok 2009