W1
Moi Kochani,
Chcę dziś właśnie złożyć Wam najlepsze życzenia Wielkanocne. Jesteście mi bliscy, jesteście częścią mojego świata, więc w pewnym sensie jesteśmy jedną Rodziną.

Po pierwsze, niech Wasza miłość okaże się Miłością, która potrafi zmartwychwstać. Miłość zakorzeniona w Bogu, ciesząca się Jego obecnością i Jego błogosławieństwem jest przecież wieczna. Jak mogłaby umrzeć? - to takie wielkie słowa. Ale jeśli je przełożyć na spokojne, dobre myśli, to chodzi o radosne serce, o taką ogólną życzliwość do świata i świadomość bycia wybranym, wybranym do kochania. Do bycia kochanym i do tego, żeby samemu kochać.

Po drugie, życzę żeby Wasz krzyż okazał się Waszym krzyżem.
Każde z Was będzie kiedyś musiało kiedyś zmierzyć się z jakimś "krzyżem". Jeśli to będzie Wasz własny krzyż, to chyba łatwiej go nieść. Trudniej nieść dwa: swój i nie swój. Nieść i cały czas pytać: dlaczego ja? Dlaczego właściwie ja mam nieść ten drugi krzyż, skoro to nie jest mój krzyż? Jeśli on mnie parzy, kłuje, razi prądem, upokarza, ubliża mi cały czas? Wtedy niesiesz, ale myślisz sobie: a niechże on sam zadba o siebie, albo niech sobie znajdzie innego frajera. Zwłaszcza, że przed Tobą starość, sił coraz mniej...
Chcesz dokądś dojść i nie mieć w sobie wyłącznie goryczy i złości do świata. Chciałbyś zachować swoją miłość i życzliwość do świata. Chciałbyś, ale niesiesz ten obcy krzyż. A nie masz w sobie powołania Syna Bożego: chcę ich zbawić, chcę za nich cierpieć, chcę ich odkupić... Ty nie chcesz cierpieć za nich wszystkich, bo każdy z nich ma swoje życie, za które sam odpowiada. Czemu ktoś miałby na Twoje barki wkładać swój własny krzyż? Czujesz, że oni cię nie pokochali, nie kochają, nie widzą, jak wiele dla nich robisz.
Widzisz przed sobą dalszą drogę, ale - z jakichś powodów - ma być ona krzyżowa?? Zastanawiasz się: - Mam pozwolić ukrzyżować swoje serce? Mam do końca życia znosić obelgi, razy i upokorzenia, niosąc za kogoś jego krzyż?
Masz przed sobą dalsze 30-40 lat życia, a może tylko 10, ale wiesz też, że czas niczego nie zmienia. Że krzyże z każdym kilometrem stają się cięższe, a ból coraz donośniejszy i że później przychodzi taki czas, kiedy w Tobie zacznie narastać nienawiść do świata, do Twoich krzyży, do wszystkiego i wszystkich. Umierałbyś w rozżaleniu i w nienawiści do świata.
Wolisz odłożyć ten drugi krzyż. Bo to nie Twój.
Życzę Wam, żeby Wasz krzyż okazał się Waszym krzyżem.

Albo... żebyście umieli inaczej odpowiedzieć na zaproszenie do niesienia obcego krzyża niż ja.
Ja nie umiałem i nie umiem tego przyjąć.
* * *
Siedziałem sobie sam, przez kilka dni, w pustym domu przy ul. Owocowej. Było cicho, bardzo cicho, mruczał tylko piec centralnego gazowego ogrzewania, a mnie przychodziły do głowy różne myśli. Gorzkie, niewesołe, ale i te lepsze także.

Widać bogaty jestem facet, skoro stać mnie od kilku lat na samodzielne opłacanie ogrzewania czterech kondygnacji zimą, i wiosną, i jesienią. Na tych czterech  kondygnacjach mieszkam sam, czasem jeszcze tu przebywa moja była żona (tak ją nazywam, choć to tylko separacja). Gdzie tu sens, gdzie logika? Naprawdę jestem tak bogaty? Czy taki głupi? Biorę kredyty, ledwo wiążę koniec z końcem, po to żeby m.in. grzać cztery nikomu niepotrzebne piętra, każde po prawie 60 m.kw.?
Jest tak cicho, że słychać tylko ten piec. Piękne bywały tu kiedyś święta, tętniące gwarem. Teraz też tu mógłby być gwar, ale... tylko w święta, albo przez kilka tygodni w wakacje. To też za krótko, jak na taki duży dom. Czeka mnie więc konieczność pożegnania się z "gniazdem rodzinnym", albo takiego jego przebudowania, żeby nie było za duże. Nie budujcie swoich domów za dużych, lepiej zostawić sobie możliwość dalszej rozbudowy, jako ewentualność, w późniejszym czasie.

Ale, Kochani, idzie wiosna, zima się kończy. A ja w świąteczną sobotę i niedzielę wsiadłem na serdeczną rodzinną karuzelę. Cholera, brzuszek okrągły jeszcze bardziej mi się zaokrągli!
Cisza dla mnie nie jest zatem czymś strasznym, raczej miłą odmianą, choć akurat w święta cisza bywa nieznośna. Jednak rozumiem już teraz tych, którzy nie lubią świąt, którzy woleliby, żeby świąt w ogóle nie było.

Pozdrawiam więc szczególnie smutnych i samotnych.
lonka
Kraków, 5 kwietnia 2015
foto: ze strony Marka Długopolskiego

Poprzedni artykuł
rok 2015, rok 2014,
rok 2013, rok 2012,  
rok 2011, rok 2010,
rok 2009