(tytuł org. Przez świata prawie pół)

Przez świata prawie pół, przez lata bojów krwawych
przebiłem się, przebrnąłem z batalionem.
Z powrotem za to, w zamian za odwagę,
wieźli mnie sanitarnym eszelonem.

Pod sam rodzinny próg powieźli półtonówką
- za rogiem pewnie zaraz ta drynda się rozkraczy! - ...
Jak oniemiały stałem, a z komina dym
unosił się, lecz jakoś tak inaczej.

Jakby okna bały spojrzeć w oczy mi,
gospodyni nie zaniosła się płaczem,
do piersi nie przylgnęła, zaskrzypiały drzwi,
rękami zamachała i ... do chaty.

I zaszczekały na łańcuchach psy.
Ręką im pogroziłem i wlazłem do sieni.
O coś obcego potknąłem się i
szarpnąłem drzwi... kolana się ugięły.

Patrzę: za stołem, na moim miejscu, tam
nowy gospodarz, nachmurzony cały.
Kufajka na nim, gospodyni przy nim...
więc to dlatego psy mnie obszczekały!

A więc to tak? Więc w tym samym czasie,
kiedy ja w ogniu pędziłem wroga,
ten mi tu wszystkie rzeczy przewiesił
i poustawiał na swoją modłę?

Służyliśmy „bogu” - wojna to zły bóg!
Nieraz w nas artyleria biła,
ale śmiertelną ranę dostałem właśnie tu!
Zdrada od tyłu w serce strzeliła.

I pomalutku zgiąłem się w pół
- zebrałem całą siłę woli -
wybaczcie, towarzysze, że zbłądziłem tu,
przez pomyłkę, w obce progi!

Więc pokój Wam, szczęście, chleba na stół,
żeby w tym domu zgoda gościła!
A on ni słowa nie raczył rzec,
jakby to właśnie tak trzeba było!

I zaskrzypiała podłoga w sieni,
zamknąłem drzwi, wyszedłem... z domu.
Okna się tylko za mną otwarły i
zapłakały (po kryjomu).