W tym roku po raz pierwszy w życiu wziąłem udział w tym najstarszym i chyba najważniejszym w Polsce festiwalu pieśni żeglarskich (bo chyba nie największym?), z prawdziwą przyjemnością, jako gość koncertu Jurka Porębskiego - legendy tego środowiska.  Zostałem też zaproszony do pracy w jury.
Jak już, to już...
 
Nigdy nie byłem typowym szantymenem, ale skoro już tak to się porobiło, że moje "Przechyły" śpiewa od ponad 20 lat cała żeglarska brać, więc oczekiwałem na to zaproszenie - przyznam - już nawet z pewnym rozdrażnieniem. Co, u licha? Śpiewać, to owszem, ale zaprosić i jakoś uszanować twórcę - to już nie?!
Myślicie, że ktokolwiek się zreflektował, zaprosił, odnalazł...? - Guzik! Nie ma co liczyć na to, że Cie odnajdą, docenią. Raczej warto samemu zadbać o swoje.
Wszedłem więc na ten festiwal niejako od tyłu, przez uchylone przez Piotrka Zadrożnego drzwi. Piotr szukał jakiegoś pomysłu na trampolinę dla siebie, ja się chciałem pokazać, a że obaj mieszkamy w Krakowie, więc od słowa do słowa i powstał duet estradowo-szantowy: Orkisz i Zadrożny. Chyba nieźle brzmimy razem, skoro podczas niedawnej "Tratwy" w Chorzowie byliśmy jedną z najbardziej oklaskiwanych ekip.
Nasz występ festiwalowy nikogo nie oszołomił, choć chyba pokazaliśmy kawałek niezłej muzyki. Bardzo dobrze: 3+.
A że nikogo nie porwaliśmy...? No, cóż. publiczność tego szacownego, nobliwego festiwalu lubi sobie pośpiewać. Trzeba więc umiejętnie włączyć ją w swój występ, a każda publiczność jest trochę inna. Kochają to, co znają i tych, których znają. Może wystąpiliśmy ciut za późno, jak na nowych w tym środowisku?!  Zaśpiewaliśmy kilka nowych i kilka starszych rzeczy, zostaliśmy życzliwie przyjęci, ale czegoś brakło.  Jak się człowiek przyzwyczai do aplauzów, to potem jakieś takie zwykłe brawa go nie cieszą. Jak to jest?

Jeszcze sporo wody z morza wyparuje, zanim zbudujemy jakiś odrębny styl. Własny styl buduje się własnymi kompozycjami, a na razie ja mam głowę zajętą kilkoma innymi projektami :-) Do pisania piosenek żeglarskich wrócę jeszcze kiedyś, podczas rejsu na Karaibach, jeśli się przydarzy?! Ale warto. W tym nurcie aż skrzy się od kolorów, zapachów, zdarzeń w piosenkach! Spróbuję coś tu jeszcze dorzucić od siebie!
..
Zaczynam uzupełniać Archiwum wierszy. Codziennie powinno tam pojawiać się coś nowego. Zapraszam do ich czytania i komentowania.
Dziś polecam dwa:
- Ballada o Matce Płaczącej - to próba poetyckiego rozważania nt. zadziwiającego faktu, że Bóg kobietę, którą wybrał na Matkę swojego Syna, skazał na tak ogromne cierpienie. Najpierw upokorzenie i podejrzenia o nierząd, co przecież musiało być straszne dla tej czystej dziewczyny. Potem śmierć własnego dziecka. To najgorsze w życiu, co może człowieka spotkać!
- xxx (jak wysnuć z Ciebie) - jest z kolei wierszem napisanym bardziej z pozycji mojej Żony, niż z mojej. Może także w imieniu wszystkich kobiet, które cierpliwie próbują "wysnuć z nas - mężczyzn - tę nić złotą"... Za to też Was kochamy.

Wśród piosenek Wł. Wysockiego znajdziecie też już Państwo tekst Lirycznej, Alpinistki i On nie powrócił po bitiwie - mojej ukochanej jego pieśni.
W sklepie - 3 najnowsze moje płyty, czyli już komplet, ale o tym za kilka dni...
 
Kraków, 20 lutego 2009  
 
poprzednio pisałem:
rok 2009