Nasz balladowy kanał: balladyeuropy . Opracowanie: Jerzy Klasa.
* * *
rk08Młodzi Polacy są szczerze zachwyceni perspektywą głębokiej integracji z Europą i światem. Coraz lepiej mówią po angielsku, słuchają angielskich piosenek, czytają angielskie książki, oglądają w oryginale amerykańskie seriale i to nie tylko w telewizji, ale także na Youtube. Przyjaźnią się z ludźmi różnych narodowości, weekendy i ferie spędzają za granicą. To dobrze.
Obserwuję to i próbuję się cieszyć, a jednak jakoś mnie to martwi…

A co z Polską? A co z naszą kulturą, co z naszym językiem? Czy przyswajając sobie coraz więcej z tego, co na świecie, nie lekceważymy tego, co nam daje nasza własna, polska kultura?

Niby można powiedzieć: im więcej dzieł i spraw ogarniamy umysłem, tym jesteśmy bogatsi, bardziej wszechstronni. Ale to nie tylko tak działa.
Jest też i druga strona medalu – nie znajdujemy czasu, ani miejsca w sobie, na poznawanie tego, co stworzyli Polacy, nasi rodacy, czasem koledzy, sąsiedzi, czasem przodkowie. Człowiek nie jest studnią bez dna, komputerem o nieograniczonej pamięci, czas nie jest z gumy. Na słuchanie książek i słuchanie radia przeznaczamy dziennie jakąś określoną ilość czasu i tylko tyle, nie więcej!

Powinienem być otwarty na świat i mieć dostęp do wszystkiego, czego zapragnę, ale powinienem chcieć współtworzyć własny krąg kulturowy. Ja np. w polskim radio częściej chcę słyszeć polskie piosenki. Ostatnio ktoś w Sejmie próbuje przeforsować ustawę, żeby przynajmniej 30% czasu antenowego w rozgłośniach radiowych zajmowała muzyka polska. To trochę żałosne, takie parytety, ale... ja bym chciał ich tam mieć przynajmniej 50%!
Kiedyś szpanem wśród dziennikarzy muzycznych był dostęp do płyt artystów zachodnich i możliwość stworzenia w oparciu o nie własnej, ciekawej i aktualnej audycji muzycznej. Słuchało się np. Jurka Skarżyńskiego... Ale potem już tylko drażnił mnie np. kącik Marka Sierockiego, który triumfalnie obwieszczał w "Teleexpresie": dziś właśnie ochodzi swoje n-te urodziny X, członek grupy Y. Jakieś przebrzmiałe, nic nikomu nie mówiące, nazwiska, "gwiazdy", teledyski i co? Mamy czuć powiew świeżości z Zachodu? A może smrodek? Otóż, mnie to mdli.

Chciałbym, żeby wśród dziennikarzy muzycznych zapanowała inna moda, moda na wyszukiwanie perełek wśród produkcji polskich artystów i ich promowanie. Sam to czynię, śpiewając koncerty, czy nagrywając płyty z balladami różnych polskich, często zapomnianych autorów, ale sam swoją gitarą tej rzeki nie zawrócę...
A w końcu: albo 1) ZAiKS wypłaca tantiemy polskim artystom, producenci polskich filmów zarabiają swoje, a pisarze piszą kolejne książki, albo 2) z naszego ZAiKS-u, z naszych kin i z naszych wydawnictw więcej zarabiają zagraniczni artyści. Jak nasi artyści nie będą zarabiać, to nie będą tworzyć. I cała polska kultura zacznie podupadać.
A ci sami dziennikarze... stracą pracę, bo ich rozgłośnie zastąpimy tymi "lepszymi", zachodnimi!
Nie rozumiecie, drodzy radiowcy, że w dziedzinie znajomości np. angielskiego rocka nie wygracie z angielskimi rozgłośniami? Nasza młodzież zna już na tyle język angielski, żeby chcąc słuchać angielskich piosenek, włączyć po prostu jakieś internetowe radio zachodnie! I to nie siedząc przed komputerem, tylko na ulicy, w słuchawkach...

Ale jest i drugi aspekt: czy nasza młodzież, ogłupiona tym frontalnym biegiem za modą, muzyką i stylem życia przychodzącym z Zachodu, będzie przez to szczęśliwsza?

Załóżmy, że tamte dzieła, muzyka, filmy, styl życia są naprawdę lepsze, ale czy uda się naszym młodym orłom dołączyć do tamtych? Mogą próbować wyjechać, wtopić się w tamte społeczeństwa, w tamto życie kulturalne, mogą tworzyć i wykonywać po angielsku, ale, moim zdaniem, nie mają szans na trwały sukces.

Młodych ludzi nie uczy się tego, że wszędzie są równi i równiejsi, że wszędzie liczą się znajomości, koneksje, identyfikacja środowiskowa. A tak właśnie jest na całym świecie! W Anglii, Niemczech, czy USA, oprócz początkowego okresu, w którym spotykać ich będzie życzliwość tych nielicznych „dziwaków”, którzy się nad nimi pochylą, choćby z racji ich odmienności, czekać ich będzie pasmo poniżeń, odrzuceń i niesprawiedliwości, bo… koszula zawsze jest bliższa ciału.
Mój koleżka, Andrzej S., który w Niemczech założył skromną firmę handlującą gadżetami, zwykł mawiać: - Gdybym ja nie wyjechał, to w Polsce byłbym teraz Kimś. Moi koledzy są teraz burmistrzami, prezesami i właścicielami nieruchomości. A ja… ciągle jestem tam obcy.

Chciałoby się krzyknąć: - Dbajcie o nasz polski dom, o własne środowisko, o własną kulturę, o sklepiki osiedlowe i warsztaty rzemieślnicze, dajcie zarobić sąsiadom, polskim firmom i rodakom. Tylko tutaj możecie liczyć na wsparcie i na możliwości rozwojowe.
Nie szanując polskiej kultury i własnego środowiska, nie tylko wyrządzacie nam wszystkim krzywdę, ale siebie samych narażacie na roztopienie, degrengoladę i – wręcz - niebyt!
Ale jak to wytłumaczyć młodym???
Skoro nawet radiowcy, elita, tego nie czują...

* * *
rk08
Zostałem przez kilku z was poproszony o mój komentarz do ostatniej debaty min. Rostowskiego i prof. Balcerowicza.
Oto on:

Debata Balcerowicza z Rostowskim przypominała rozmowę dwóch teologów o tym, czy skrzydła archanioła Michała są jaśniejsze niż skrzydła archanioła Rafała.
To dwaj zupełnie różni archaniołowie i zupełnie inne są ich role - w niebie i na ziemi, na którą bywają zsyłani - tylko, że dopóki ich nikt nie widział, cała rozmowa trochę przypomina... no właśnie, debatę o wysokości naszych emerytur.
Otóż, wiadomo, że na emerytalne konta odkładać trzeba, na starość trzeba się na różne sposoby zabezpieczać, ale przez te lata, które miną do osiągnięcia przez nas samych wieku emerytalnego, wiele się może wydarzyć!

Dyskusja o przyszłości jest zawsze wróżeniem z fusów. Zwykle przyjmuje się jakieś założenia: że w Ziemię nie walnie asteroida, że nie będzie na świecie kryzysów ekonomicznych, ani krachów giełdowych, nie będzie tsunami w Japonii i wojny w Libii, bo skutków takich wydarzeń zupełnie nie da się przewidzieć. Otóż jedno jest pewne: w dłuższym okresie zawsze coś takiego jednak się wydarzy!
Drugi pewnik: lepiej mieć pieniądze odłożone na starość niż nie mieć.

Ale do rzeczy.
Prawie wszyscy ekonomiści zgodzą się z faktem, że obligacje skarbowe są najpewniejszą lokatą kapitału, tylko że... zdarzają się wojny, rewolucje i bankructwa państw!
Istnieją bardzo uzasadnione argumenty ekonomiczne, że inwestycje w akcje powinny w dłuższym terminie przynosić większe zyski niż lokaty czy obligacje, tylko że... nie przynoszą. Drobni inwestorzy w Polsce wielokrotnie się o tym przekonali.
Rostowski i Balcerowicz zgadzali się z zasadą, że
w teorii OFE lepiej zarządzają kapitałem, niż ZUS (który tylko waloryzuje), ale... akurat po podsumowaniu ostatnich 10 lat, jakie minęły od wprowadzenia reformy, to okazało się nieprawdą.

Fajnie się debatę oglądało. Rostowski był rozkosznie uszczypliwy, Balcerowicz niezwykle mądrze mówił. I niewiele z tego wynika. Rząd już podjął decyzję, do OFE będzie wpływać niższa część naszych składek, do ZUS większa.

Moim zdaniem, to dobrze dla naszych emerytur, ale... nie pytajcie mnie dlaczego.
Bo musiałbym przyznać, że jest to wyraz mojej wiary w to, że... najjaśniejsze są jednak skrzydła archanioła tego trzeciego, Gabriela.


Kraków, 22 marca 2011
foto: Jerzy Klasa


Poprzednio pisałem:

rok 2016, rok 2015, rok 2014, rok 2013,
rok 2012, rok 2011, rok 2010, rok 2009